Kubanik mniejszy (Phonipara canora) – podsumowanie hodowlane

Gatunek ten, zwany również ziębołuszczem kubańskim należy do rodziny tanagrowatych (Thraupidae) i w mojej praktyce hodowlanej zajmuje szczególne miejsce. Kilka lat bowiem zajęło mi jego pomyślne rozmnożenie. Przez ten czas miałem rozmaite pary, co roku inne, zarówno z polskich, jak i z czeskich hodowli. Jedne były trzymane w klatkach, inne w wolierkach, same lub w towarzystwie innych gatunków. W kwestii jednak rozrodu zawsze coś było nie tak i dopiero w tym sezonie nadszedł niespodziewanie sukces. O tym, jak do niego doszło traktuje niniejszy artykuł. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że kubaniki (ang. Cuban Grassquit, Melodious Grassquit, Cuban Finch) to ptaki łatwe w codziennej pielęgnacji i generalnie niezbyt problematyczne w rozrodzie. Znam hodowców, którzy rozmnażają je bez problemu, wręcz masowo. Ja jednak, przez szereg lat trafiałem na pary, które ustawicznie marnowały lęgi. Działo się tak pomimo zapewnienia ptakom odpowiednich warunków środowiskowych, w tym prawidłowego i urozmaiconego żywienia. Ale taki już los hodowcy, że nie zawsze wszystko układa się po jego myśli, a nierzadko wszystko idzie na opak. Ja jednak się nie poddawałem i można powiedzieć, że zawziąłem się na tytułowe kubaniki. Teraz, pokrótce przypomnę najważniejsze dane odnośnie biologii oraz zasad chowu i rozmnażania omawianego gatunku.

Ojczyzną kubanika mniejszego jest Kuba i otaczające ją rozliczne karaibskie wyspy, np. Bahamy. Zasiedla tam różnorodne siedliska – od lasów, łąk i pastwisk, poprzez zarośnięty krzewami busz po obszary zmienione przez człowieka (pola uprawne, parki itp.). Uznany jest za takson o niskim ryzyku zagrożenia wyginięciem (LC) pomimo tego, że na skutek degradacji środowiska naturalnego populacja kubanika mniejszego w ostatnich latach wykazuje nieznaczny trend spadkowy. Ten filigranowy ptak osiąga wielkość 10-11 cm i masę ciała 6-9 g. Jego sylwetka jest zwarta i krępa, czarny dziób zaś krótki i stożkowaty, a nogi bardzo silne. Barwy ciała są niewątpliwie atrakcyjne i do tego mocno kontrastujące ze sobą. Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony, zwłaszcza w okresie godowym. Samiec jest wtedy znacznie jaskrawiej ubarwiony – zwraca uwagę smoliście czarna część twarzowa głowy (tzw. maska), podgardle i często również górne partie piersi otoczone intensywnie żółtym, dość szerokim, półokrągłym kołnierzem. Ten ostatni może być w swej przedniej części mniej lub bardziej rozdzielony, ale nierzadko bywa też pełny, domknięty. Ponadto samiec śpiewa wydając wysokie, dość melodyjne serie dźwięków przypominających brzmienie fletu. Bywa, choć rzadko, że delikatnie i cicho podśpiewuje także starsza samica.

Te monogamiczne ptaki potrafią być wojownicze i zadziorne nie tylko względem siebie (zwłaszcza samce, ale nierzadko i samice są czupurne), ale także wobec niektórych współmieszkańców woliery. U kolegi para kubaników dosłownie oskalpowała cztery kropliki, co skończyło się dla nich niestety tragicznie. Wielu hodowców jest zdania, że agresję wzbudza u nich szczególnie żółte i/lub czarne ubarwienie obcego ptaka. Niemniej, z wieloma gatunkami żyją w zupełnej harmonii, np. z zeberkami, mewkami, gołąbkami diamentowymi, kanarkami (mimo, że niektóre są częściowo lub całkowicie żółte), liliankami, łąkówkami lub małymi kurakami. Trzeba tu wszakże dodać, że zdarzają się wśród nich osobniki nader awanturnicze, o czym nie należy zapominać. Kubaniki są niezwykle ruchliwe, bystre, wesołe, rezolutne, śmiałe a przy tym ciekawskie, mało płochliwe i miłe dla oka hodowcy. Lubią się kąpać i są dziećmi słońca. Prawidłowo pielęgnowane mogą dożyć około 7 lat.

Do chowu w warunkach domowych wystarcza klatka (najlepiej typu skrzynkowego) o wymiarach dla pary, co najmniej 80×40×40 cm. Chociaż ptak ten ma bardzo żywy temperament, to jednak w małej klatce i przy nieprawidłowym żywieniu może dość szybko ulec otłuszczeniu. Standardowe oświetlenie klatki świetlówką o niskiej mocy w zupełności wystarcza. Przysłonięcie zaś jej części sztucznymi roślinami znakomicie wpływa na samopoczucie kubaników.

Woliera z kolei powinna stać w miejscu nasłonecznionym choć przez kilka godzin na dobę. Należy osłonić od wiatru i zacinającego deszczu co najmniej dwie jej ściany, o ile tylna  przylega do jakiegoś budynku. W miarę gęsto obsadzamy ją krzewami, pnączami i/lub wysokimi trawami. Żywienie kubaników jest nieskomplikowane i oparte na mieszankach ziaren dla małej egzotyki (najlepiej różnych). Bardzo lubią one zielonkę – u mnie najbardziej smakowała im gwiazdnica pospolita, mniszek lekarski oraz kwiatostany traw i chwastów. Z warzyw i owoców chętnie jedzą jabłko, gruszkę, marchew, czerwonego buraka itp. Co jakiś czas ptakom serwowałem także odrobinę mieszanki jajecznej (w tym sztuczną) oraz wierzchołki gałązek krzewów oblepionych mszycami.

W związku z faktem, że w okresie godowym samce stają się terytorialne i agresywne wobec siebie należy trzymać każdą parę oddzielnie. Zaleca się powszechnie, aby pary nie tyle się nie widziały, co nie miały ze sobą kontaktu (boksy przedzielone litą ścianą). U mnie jednak obie gniazdujące pary oddzielała od siebie jedynie pojedyncza siatka, tu i ówdzie poprzeplatana sztucznymi roślinami. Początkowo, samce rzeczywiście próbowały się dziobać przez oczka siatki, ale po kilku dniach dały za wygraną, a przyzwyczaiwszy się do obecności rywala z sąsiedztwa nie wykazywały już większego sobą zainteresowania. W naprawdę dużych, gęsto zarośniętych wolierach możliwa jest ponoć hodowla więcej niż jednej pary kubaników, ale ja nigdy tego nie praktykowałem.

Osobniki rodzicielskie powinny mieć ukończony rok życia (najlepsze wyniki hodowlane osiąga się z ptakami 2-4 letnimi). Zalecający się do partnerki samiec stroszy żółte pióra kołnierza i przelatując z miejsca na miejsce intensywnie śpiewa. W tym czasie ptakom podajemy mieszankę jajeczną, skiełkowane ziarno, różnorodną zielonkę (najlepsza jest, moim zdaniem, gwiazdnica pospolita). Można serwować im także larwy owadów (żywe lub suszone), ale generalnie nie jest to konieczne. Osobniki wybrane na przyszłych rodziców należy wpuścić do nowej dla nich wolierki lub klatki (neutralne środowisko) i uważnie obserwować. Jeśli samiec zaczyna bić samicę, a przy tym robi to zajadle i często, wówczas trzeba ptaki rozdzielić lub wymienić jednego z partnerów na innego. Dobrym przejawem złączenia się pary jest siedzenie na żerdce obok siebie i wzajemne wiskanie sobie piórek w okolicach dzioba i głowy. Gotowość na przyjęcie samca podniecona samica manifestuje zniżaniem się na kończynach (przysiada) i rytmicznym strzyżeniem ogonem.

Najchętniej kubaniki wybierają na gniazdo zamknięte koszyczki wiklinowe. Mniej chętnie wykorzystują zaś małe budki dla egzotyki z wyciętą 1/2-1/3 przedniej ściany. Zastosowanie mogą mieć również zawieszone na lince kokosy z otworami, druciane kosze wypełnione miękkim, delikatnym sianem, wiklinowe lub kokosowo-bambusowe lęgówki. Wykorzystywane są ponadto ażurowe platformy z siatki, poprzeplatanej sztucznymi roślinami, gęste wiechcie z traw i trzciny, szpalery krzewów itp. Czasami jednak wybór miejsca na gniazdo zdumiewa, gdyż pomysłowość kubaników nie ma tu granic. U mnie na przykład ptaki zbudowały je na dachu koszyczka lęgowego, a innym razem we wnętrzu dość wąskiego pnia. Słowem, wszelkie zakamarki w wolierze mogą im potencjalnie posłużyć za odpowiednie do założenia gniazda. Ma ono dość zwarto utkaną, kopułowatą konstrukcję i boczne wejście. Przy jego budowie zaangażowani są oboje rodzice, którzy wykorzystują tu takie materiały jak: włókno kokosowe, szarpię (naturalną i bawełnianą), bawełnę, jutę, sizal, suchy mech, miękkie piórka, cienkie źdźbła traw, itp.

Samica, która coraz częściej i na dłużej znika w gnieździe składa 2-4 zielonkawo-sinawych lub zielonkawo-kremowych, ciemniej nakrapianych jaj. Wysiaduje je sama przez około 13 dni. Zauważyłem jednak, że samiec może okazjonalnie i na krótko wchodzić do gniazda, najczęściej wtedy, gdy partnerka jest poza nim. Może także karmić samicę, choć ciężko to zaobserwować. Oboje rodzice biorą za to czynny udział w karmieniu potomstwa. W tym czasie podajemy im mieszankę jajeczną, także sztuczną. Dodatek żywych lub suszonych owadów i/lub ich larw również w tym czasie nie jest konieczny, choć niewątpliwie znakomicie urozmaica dietę. Na bieżąco serwujemy oczywiście mieszankę ziaren, warzywa i owoce oraz zielonkę. Można czasem zauważyć jak jedno z rodziców usuwa z gniazda odchody młodych. Ja widziałem to dosłownie dwa razy, więc nie jest to zjawisko częste. Odradzam zaglądanie do gniazda, chyba że mamy sprawdzone w lęgach pary. Spłoszone ptaki mogą łatwo je porzucić i więcej do niego nie wejść. Pisklęta pokryte są szaro-białym puchem. Po tygodniu słychać zwykle ich odgłosy. W wieku około dwóch tygodni młode są opierzone. Niedługo potem opuszczają gniazdo (w wieku 15-18 dni). Podloty mają krótkie ogonki i z grubsza przypominają samicę, choć ich ubarwienie jest znacznie skromniejsze, bledsze i mało wyraziste. Zadziwia sprawność z jaką latają i utrzymują się na żerdziach. Nie tłuką się po pomieszczeniu i są żywotne. Jeszcze przez 2,5–3 tygodnie są dokarmiane poza nim przede wszystkim przez samca. Gdy tylko zaczną same jeść należy je przenieść do osobnej wolierki/klatki. Bywa bowiem, że troskliwy wcześniej ojciec staje się wobec nich agresywny, co w małym pomieszczeniu może zakończyć się ich okaleczeniem, a nawet zabiciem. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy para intensywnie szykuje się na kolejny lęg lub gdy u młodych wzmocnieniu ulegnie żółta barwa piór (szczególnie u samczyków). Pełne upierzenie ptaka dorosłego uzyskują one w wieku 3 miesięcy. W sezonie powinno się dopuszczać do 2, góra 3 lęgów.

Niestety rozród kubaników mniejszych w niewoli nierzadko się nie udaje. Kluczem do sukcesu jest tu bowiem odpowiednie dobranie się pary lęgowej. Zdecydowanie najbardziej zgrane i najwartościowsze z nich powstają wtedy, gdy młode, acz dorosłe już i niespokrewnione ze sobą osobniki mogły połączyć się spontanicznie spośród swego grona (co najmniej 4-6 osobników) lub gdy hodowca sam wymienia jednego z partnerów na innego, jeśli tylko zauważy niepokojące niesnaski między nimi. Bywa jednak, że nawet dobrze dobrane ptaki czasami zachowują się w sposób niezrozumiały dla hodowcy. Raz utrzymywałem parę w klatce, gdzie samica od tygodnia wysiadywała w budce jaja. Pewnego dnia, wyleciawszy z niej zaczęła atakować z furią samca. Rzucała się na niego niczym jastrząb i gdybym go w porę nie oddzielił, to bez wątpienia byłoby po nim. Oczywiście cały lęg został zmarnowany, gdyż po bitwie samica nie wróciła już do gniazda. Innym znowu razem samiec tak napastował partnerkę, że ta padła po dwóch dniach z wycieńczenia. Rodzice mogą także bez uchwytnego powodu wyrzucić z gniazda określone lub wszystkie pisklęta. To ostatnie zachowanie jest o tyle czasami dziwne, że podczas kolejnego lęgu (w tych samych warunkach) oba ptaki już idealnie odchowują kolejne młode. Hodowcy napominają wówczas o uprzednim zadziałaniu stresora, którego nie potrafią jednoznacznie zidentyfikować.

Do częstych niepowodzeń należy brak zainteresowania ptaków lęgami pomimo zapewnienia im odpowiednich warunków, w tym diety. Nierzadko spotyka się pary, które miesiącami budują gniazdo (czasami w różnych miejscach woliery), ale nie dochodzi do zniesienia jaj i gniazdowania. Zniesmaczony kiedyś taką parą oddałem ją koledze z końcem sierpnia. On wpuścił ją do woliery, w której kubaniki wybrały zamknięty koszyk wiklinowy, doszło do złożenia jaj i wyprowadzenia dwóch młodych. Kiedy indziej znów samica jest tak niespokojna, że  przerywa wysiadywanie jaj i opuszcza gniazdo na każdy hałas dobiegający z zewnątrz. Bywa też, że z nie do końca jasnych powodów któryś z ptaków zaczyna się nagle pierzyć i o lęgach można zapomnieć. Nagminnym jest składanie jaj niezapłodnionych, zamieranie w nich zarodków z przyczyn rozmaitych oraz wspomniany już zupełny brak zainteresowania lęgami – takie są moje obserwacje u tego gatunku poczynione na przestrzeni 8 lat. Błędy popełniają jednak i sami hobbyści. U jednego z nich, w którymś sezonie para kubaników zbudowała gniazdo w wiklinowym koszyku, który zawieszony został u samego szczytu woliery, bezpośrednio pod blaszanym dachem. Ten nagrzał się latem do tego stopnia, że wszystkie pisklęta padły z przegrzania. Innym razem, młode po opuszczeniu gniazda wyziębiły się w nocy i padły, gdyż nagle zrobiło się zimno, a woliera była nieosłonięta. Niedostarczenie ptakom wystarczających ilości materiału do budowy gniazda może skutkować wzajemnym wydziobywaniem sobie piór. Niepokojona samica (np. ciągłym krzątaniem się w pobliżu opiekuna) często opuszcza gniazdo i wyziębia jaja. Stąd ważne jest, aby w czasie lęgów zachowywać się spokojnie i cicho. Spotkałem raz hodowcę, którego para kubaników zaczęła pomyślnie odchowywać młode dopiero po podaniu im żywej karmy w postaci nie tylko owadów i/lub ich larw (mącznik młynarek), ale także mszyc, larw ochotek i wodzienia (szklarka) oraz suszonych kiełży (gammarus).

W sezonie 2024 po raz pierwszy zdecydowałem się na zakup kilku osobników omawianego gatunku, a nie jednej parki jak dotychczas. Złożyłem z nich trzy pary, przy czym tylko raz musiałem zmienić partnerów z powodu agresji samca. Dwie wpuściłem do oddzielnych boksów w wolierze, a trzecią do sporej klatki typu skrzynkowego. Ta ostatnia para była najmłodsza i całymi tygodniami budowała gniazdo w zamkniętym koszyczku, lecz ostatecznie nie zagniazdowała. A jak zachowały się pary umieszczone w wolierze? Ptaki widziały się ze sobą, ale jak wspomniałem wcześniej, nie stanowiło to problemu tym bardziej, że siatka graniczna była dość gęsto poprzeplatana sztuczną roślinnością. Każda para miała do dyspozycji po dwie małe budki oraz po dwa koszyczki lęgowe (te większe). Dodatkowo, każdej został udostępniony pleciony, wiszący, zamknięty kosz („dzban”) lęgowy z wikliny. Był początek lipca i trwało około miesiąca zanim ptaki na dobre zdecydowały się zagniazdować, obie pary mniej więcej w tym samym czasie. Pierwsza para wybrała małą budkę w górnym rogu wolierki. Druga zaś, zignorowawszy wszystkie udogodnienia lęgowe podsunięte im przez hodowcę zbudowała własne gniazdo na dachu koszyczka, także w górnym rogu pomieszczenia. Początkowo samice wyskakiwały z gniazd pod byle hałasem ze strony opiekuna, ale z czasem się uspokoiły. Niemniej, podawanie pokarmu zawsze powodowało opuszczenie przez nie gniazd. Te ostatnie, z obawy przed porzuceniem lęgów nie były przeze mnie kontrolowane. Boks pierwszej pary był z zewnątrz obrośnięty winoroślą, które powrastało również do jej wnętrza tworząc miejscami iście gęstą plątaninę. Niestety, po okresie inkubacji jaj ptaki zaczęły budować nowe gniazdo, co było nieomylnym znakiem, że ze złożonych jaj nic się nie wykluło. Po otworzeniu budki ujrzałem w niej 3 niezapłodnione jaja. Druga para miała do dyspozycji dwa razy większy boks, ale dzieliła go z parą gołąbków diamentowych. Współmieszkańcy żyli razem w całkowitej harmonii. Jednak, gdy pewnego dnia usłyszałem odgłosy piskląt kubaników zdecydowałem się na ostrożne przeniesienie gołąbków do innej wolierki (były oswojone i dały się złapać bez najmniejszego problemu). Teraz wszystko potoczyło się już nadzwyczaj szybko. Oba ptaki często karmiły młode, które sygnalizowały to coraz głośniejszymi odgłosami. Po około 15 dniach z gniazda wyleciał pierwszy, a dzień po nim drugi młody. Podloty były dobrze odchowane, sprawne motorycznie i żywotne. Szybko się usamodzielniły, co pozwoliło na sprawne oddzielenie ich od rodziców.

Poza okresem godowym kubaniki można utrzymywać w grupach, choć niektórzy hodowcy wolą oddzielać samce od samic. Dawniej niewyobrażalne było zimowanie przedstawicieli tego gatunku w wolierze zewnętrznej. Dziś, przy łagodnych zimach, jakie od szeregu lat mamy w Polsce można to robić z powodzeniem. Oczywiście ptaki muszą przebywać na zewnątrz od wiosny, aby dobrze się do takich warunków przyzwyczaić. Wolierę należy wszakże dobrze osłonić na zimę folią, pleksą, a najlepiej jeśli jej mieszkańcy mają tu do dyspozycji pomieszczenie zamknięte, w którym mogą nocować. Omawiany gatunek nie podlega w Polsce obowiązkowi rejestracji. Do obrączkowania piskląt stosujemy obrączki o średnicy 2,0 mm. W amatorskich hodowlach znany jest także inny, o wiele rzadszy gatunek, a mianowicie kubanik większy (Tiaris olivaceus, ang. Yellow-faced Grassquit). Jego ojczyzną jest Ameryka Środkowa – od wschodnich rejonów Meksyku, poprzez Gwatemalę, Kostarykę, Karaiby do północnych obszarów Ekwadoru i północno-zachodnich rubieży Wenezueli. Także i u tego gatunku samiec ma charakterystyczny, choć znacznie mniejszy żółty (częściej żółto-pomarańczowy) rysunek na głowie (linia nad oczami) i podgardlu. Mimo, że w nazwie ma słowo „większy” to dorasta do niewiele ponad 10 cm.