Tarło i odchów potomstwa są najbardziej udane, jeśli osobniki rodzicielskie są dobrze dobrane. Najlepsze pary uzyskuje się z zestawiania młodych, ale całkowicie już dojrzałych nie tyle płciowo, co rozpłodowo (pełnia rozwoju somatycznego, kondycja hodowlana), niespokrewnionych ze sobą ryb, którym umożliwiono spontaniczny dobór partnera płciowego.
Tak złączone pary są najtrwalsze, a tworzące je tarlaki najlepiej odchowują potomstwo. Pary zestawiane przez hodowcę, czyli „na siłę” często wcale nie są zainteresowane tarłem, a bywa że okazują sobie wrogość lub nagminnie marnują ikrę lub larwy.
Zbiornik tarliskowy musi obfitować w zakryte kryjówki (groty, kawałki rur, łupiny kokosu itp.). Z roślin podwodnych raczej rezygnujemy. Można natomiast przysłonić lustro wody gatunkami pływającym. Optymalna temperatura wody to 27-28°C, a odczyn lekko kwaśny (pH 6,5), a twardość – około 10-14°n.
Niemniej udane tarło może przebiegać już przy 23-24°C i odczynie zasadowym oraz przy twardości rzędu 20°n (tu jednak woda musi być dobrej jakości (minimalna zawartość w niej związków azotu).
O nadchodzącym tarle może świadczyć barwa brzucha ikrzycy – od wyraziście biało-srebrzystej po różową. Ponadto tarlaki zachowują się niespokojnie – pływają to tu, to tam, sprawdzając różnorodne kryjówki. W pewnym momencie samica znika w jednej z nich i pojawia się czasami tylko w okresie karmienia, bądź spłoszona (np. puknięciami w szybę itp.). Tarło ma miejsce w zamkniętej kryjówce, a lepka ikra zostaje złożona na jej stropie.
Ikrzyca składa z reguły między 150 a 250 ziaren ikry. Od tej chwili samica prawie nie opuszcza kryjówki i pieczołowicie opiekuje się jajami. Dla opiekuna ryb jest to zwykle nieomylny znak, że ryby odbyły tarło (często bowiem trudno je zauważyć, a co dopiero sfotografować). Samiec zaś nerwowo patroluje zbiornik i jest w tym czasie bardzo nerwowy. Gdy już wylęgną się larwy samica co i raz, błyskawicznie niczym strzała, pojawia się na zewnątrz, chwyta kęs pokarmu i zaraz wraca z powrotem do kryjówki.
Zdarza się, że pierwsza ikra jest zjadana, niekiedy kilka razy z rzędu, zwłaszcza gdy para jest młoda i/lub często niepokojona. Czasem, odbywszy pierwsze tarło w nowym zbiorniku bywa, że nawet dobra para marnuje jaja (zwykle tylko raz). Wylęg larw następuje po 2,5-3 dobach. Po kolejnych 1-2 mogą one zostać przeniesione przez samicę w mniej lub bardziej osłonięte miejsce, np. do wnętrza kokosu (u mnie), między korzenie, do wnętrza rury, w zagłębienie dna, ale pod osłoną jakiegoś elementu wystroju, np. doniczki, kamienia itp. Od tej chwili mija jeszcze około 5 dni zanim narybek zacznie swobodnie pływać po zbiorniku i łapczywie żerować.
Rodzice są bardzo troskliwi, a początkowy schemat ich behawioru w okresie opieki nad potomstwem jest typowy dla sporej części południowoamerykańskich pielęgnicowatych – samica opiekuje się ikrą i larwami, podczas gdy samiec strzeże terytorium lęgowego. Po rozpłynięciu się narybku ryby zajadle strzegą go razem. Z impetem atakują każdego intruza, w tym zanurzoną do wody rękę hodowcy lub siatkę. Mogą wszakże spłoszyć się na tyle, że w panice chronią się w kryjówkach, co może skończyć się urazem.
Pomiędzy rodzicami zdarzają się także kłótnie, które w skrajnych przypadkach mogą doprowadzić do poturbowania, a nawet śmierci samicy. Ich nasilenie występuje nie tylko w sytuacji, gdy miot zostanie utracony i samiec chce czym prędzej ponownie odbyć tarło (ikrzyca nie ma jeszcze wtedy zapasu dojrzałych komórek jajowych w jajnikach i nie odpowiada na jego zaloty, co wywołuje u mleczaka mniejszą lub większą agresję). Do ataków ze strony samca może dochodzić także w czasie odchowu potomstwa.
Jedni hodowcy odławiają wtedy jednego z tarlaków (zwykle samca), a inni wpuszczają do zbiornika tzw. target fish (zbrojnik, kiryśnik, itp.), która ma za zadanie skupiać agresję rodziców na niej, zamiast na partnerze lęgowym (target fish musi mieć oczywiście zapewnione bezpieczne kryjówki).
Jeszcze inni dostawiają do akwarium z „krenicichlami” drugie, mniejsze (oba zbiorniki muszą stykać się szybami a ryby widzieć nawzajem) ze współplemieńcami lub jakimikolwiek innymi rybami, co daje taki sam efekt jak wpuszczenie target fish (tu jednak żadna ryba nie cierpi wskutek ewentualnego fizycznego nękania).
W przeciwieństwie do wielu innych gatunków pielęgnic południowoamerykańskich, których potomstwo we wczesnych etapach swego wzrostu i rozwoju jest częstokroć mało atrakcyjne, szare, bez wyrazu, młode „krenicichle” są prawdziwą ozdobą zbiornika, szczególnie w dużej grupie. Mają charakterystyczną czarną pręgę wzdłuż ciała i pływają w mniej lub bardziej zbitej gromadzie.
Szybko rosną i są bardzo żarłoczne. Zjadają właściwie każdy pokarm pochodzenia zwierzęcego (w tym markowy granulat), który mogą połknąć, ale najlepsze na początek są dla nich larwy solowca, nicienie „mikro”, moina, oczlik oraz wszelkie karmy suche dla pielęgnic południowoamerykańskich.
Starsze jedzą drobno siekane rureczniki i doniczkowce, zooplankton, mrożonki mięsne itp. Kluczowe jest segregowanie narybku według wzrostu, gdyż w przeciwnym razie nieuchronnie wystąpi kanibalizm. Generalnie osobniki młodociane są żywotne, odporne i łatwe w odchowie. Ich dobremu wzrostowi sprzyjają częste podmiany wody, dobre natlenienie i stała jej temperatura, a także obfite karmienie i przestronny zbiornik.
Od rodziców można ich oddzielić (lub tarlaki od nich) już w wieku 3 tygodni, ale osobiście wolę dłużej napawać wzrok troskliwością pielęgnic. Choć ich opieka polega głównie na żywiołowej obronie młodych to wrażenia z obserwacji są niezapomniane.
O chowie Crenicichla proteus pisałem tu: