Naskalnik wężogłowy (Julidochromis transcriptus) odmiany „Kissi”. Uwagi i ciekawostki hodowlane

Naskalnik wężogłowy to przedstawiciel rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae), pochodzący z afrykańskiego jeziora Tanganika (skrajnie północna część jeziora, na zachodnim brzegu DRK, w pobliżu miejscowości Bemba oraz od Makobola do Luhanga). Występuje w nim jako gatunek endemiczny, którego nazwa w języku angielskim brzmi: Masked Julie Cichlid. W niniejszym wpisie zaprezentuję  wyjątkowo piękną jego odmianę „Kissi”. Ryby ze wspomnianego rejonu mogą być wizualnie jaśniejsze lub ciemniejsze. Według jednej z teorii, wysnutej na podstawie obserwacji w warunkach naturalnych, ich ubarwienie zależy od środowiska, w którym przebywają. I tak, osobniki bytujące w siedlisku pozbawionym osadów organicznych mają ubarwienie ciemniejsze. Z kolei tam, gdzie występuje obfity osad ubarwienie jest jaśniejsze. Podobna sytuacja ma także miejsce w odniesieniu do głębokości, na której żyją ryby – osobniki z płytszych partii wód są jaśniejsze, a z głębszych ciemniejsze. Naskalniki wężogłowe można spotkać w strefie skalistej, na głębokości od 5 do 25 m, w wodzie silnie napowietrzonej. Siedliska ich bytowania pokrywają się z zajmowanymi przez naskalnika kędzierzawego (J. ornatus). Nazwa odmiany – Kissi jest często stosowana zamiennie z Bemba (Pemba) – osobniki tej pierwszej są nieco jaśniejsze w porównaniu do populacji z Bemba.

Samiec dorasta do 7 cm (samica mierzy co najwyżej 5 cm), co czyni go jednym z najmniejszych naskalników (wraz z J. dickfeldi i J. ornatus). Torpedowatego kształtu, walcowato wydłużone ciało i długa głowa (z wystającą górną wargą, służącą do wybierania bezkręgowców z podłoża oraz zeskrobywania glonów) sprawiają, że są to ryby szybkie i zwinne. Oczywiście w momencie, gdy zajdzie taka potrzeba. Normalnie bowiem są niezbyt ruchliwe i przez większość czasu przebywają w swych kryjówkach, głównie w dolnej strefie zbiornika. Nierzadko pływają w charakterystyczny sposób delikatnie dotykając brzuchem do litej powierzchni, a w chwili odpłynięcia od niej lub będąc pod sklepieniem kryjówki – także grzbietem do dołu. Ryby mogą także zastygać w bezruchu po wpłynięciu do szczeliny skalnej lub innego zakamarka. Po przeniesieniu w nowe miejsce wykazują znacznego stopnia nieśmiałość i płochliwość. Zwykle jednak, po kilku dniach, uspokajają się i z czasem stają nader ciekawskie. Naskalniki wężogłowe prezentują umiarkowany terytorializm i niezbyt silną agresję wewnątrzgatunkową – powszechnie uchodzą za jedne z łagodniejszych.

Akwarium dla dobranej pary powinno mieć pojemność co najmniej 100 l. Na dnie usypujemy 4-5 cm warstwę grubszego piasku. Zazwyczaj tylną połowę zbiornika urządzamy w typie rumowiska skalnego z mnóstwem szczelin i kryjówek. Nadają się do tego celu sklejone i stabilne konstrukcje z kamieni (piaskowce, łupki, wapienie), groty, skałki, kawałki rurek, ułożone na boku doniczki itp. Rośliny są zbędne, ale ryby ich w żaden sposób nie niszczą. Można zatem pokusić się o uprawę niektórych gatunków, np. anubiasów, nurzańca lub luźno pływających, jak najas, rogatek, moczarka itp. Poza walorami czysto dekoracyjnymi roślinność dobrze tłumi oświetlenie zbiornika, co polepsza dobrostan naskalników. Ewentualnymi dla nich współmieszkańcami mogą być wybrani przedstawiciele rodzajów Lamprologus, Neolamprologus, Cyprichromis lub Altolamprologus. Nie wolno natomiast omawianych ryb utrzymywać z naskalnikiem kędzierzawym (Julidochromis ornatus), jako że może dochodzić między nimi do krzyżówek, a ich świadomy akwarysta powinien zawsze unikać. Innym, godnym polecenia sposobem chowu jest biotopowy zbiornik dedykowany.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody to: średnio twarda do bardzo twardej (13-25°n), o odczynie obojętnym do zasadowego (pH 7-8,8) i temperaturze 24-26°C (ryby można z powodzeniem przyzwyczaić do chłodniejszej ciepłoty rządu 20-22°C). Wymagana jest bardzo dobra jej filtracja i natlenienie (naskalniki są dość wrażliwe na niedostatek tlenu w wodzie oraz zawartość w niej związków azotu) oraz cotygodniowe podmiany w objętości do 15%. W zupełności wystarcza subtelny jej ruch wody. Zalecany przez niektórych autorów dodatek soli kuchennej niejodowanej (a nawet jodowanej ze względu na prawidłowe działanie tarczycy) w ilości łyżeczka od herbaty na 20 l wody nie jest bezwzględnie konieczny (mimo, że sól zwiększa przewodność elektryczną wody, co wiąże się także z jej twardością).

W żywieniu naskalników nie zaleca się zbyt częstego skarmiania larwami ochotek i całkowicie wyklucza z diety mięso zwierząt ciepłokrwistych

W warunkach naturalnych naskalniki odżywiają się zooplanktonem, glonami i niewielkimi organizmami bezkręgowymi, żyjącymi przy dnie (zoobentos). Co ciekawe, podobnie jak pozostałe taksony z rodzaju Julidochromis, ryby te jako nieliczne zjadają i to w znacznej ilości gąbki słodkowodne (Porifera). Pokarm ten nie należy do łatwostrawnych ze względu na swoją strukturę. W akwarium pobierane są rozmaite karmy mrożone i/lub żywe (nie zaleca się zbyt częstego skarmiania larwami ochotek i całkowicie wyklucza z diety mięso zwierząt ciepłokrwistych). Całkiem dobrze zjadane są także granulaty, natomiast karmy w postaci płatków cieszą się wyraźnie mniejszym zainteresowaniem ryb. Dietę koniecznie uzupełniamy pokarmami pochodzenia roślinnego, np. wyprodukowanymi na bazie spiruliny. Nigdy nie powinno się dopuszczać do nagminnego przekarmiania naskalników. Prawidłowo pielęgnowane mogą dożyć w akwarium ponad 7 lat.

Dymorfizm płciowy jest słabo zaznaczony u młodych osobników. U dorosłych natomiast ustalenie płci jest znacznie łatwiejsze – samiec jest smuklejszy i o 1-2 cm większy. Czasami jednak zdarza się, że podczas tarła to samica jest większa od znaczniej mniejszego partnera. W tym czasie pokładełko mleczaka jest ostro, podczas gdy u ikrzycy tępo zakończone. W celu spontanicznego dobrania się pary hodowlanej najlepiej jest zakupić kilka podrośniętych, niespokrewnionych ze sobą osobników. Wówczas, po jakimś czasie, można zaobserwować jak wyłoniona para wspólnie broni obranej kryjówki i rewiru lęgowego wokół niej. Kojarzenie ze sobą ryb dorosłych może okazać się cokolwiek trudne ze względu na nierzadką wzajemną niechęć przedstawicieli obydwu płci. Na pewno trzeba tu dysponować większą liczbą osobników.

Naskalnik wężogłowy jest przedstawicielem grupy szczelinowców i speleofili (ikra składana jest w szczelinach skalnych, w płaszczyznach pionowych oraz na sklepieniach skał, grot i tym podobnych kryjówek). Do przeprowadzenia tarła można użyć odpowiednio urządzonego (wspomniane kryjówki) zbiornika hodowlanego, do którego przenosimy dobraną parę tarlaków. Wówczas, trzeba się jednak liczyć z krócej lub dłużej trwającym okresem ich płochliwości. Nierzadkie są niepowodzenia w rozrodzie. Zdarza się bowiem, że młode tarlaki zjadają ikrę (nawet kilka razy z rzędu) zanim nauczą się nią opiekować. U naskalnika wężogłowego (i nie tylko) tarło przebiegać może z różną intensywnością. Samica może bowiem od razu pozbyć się całego zapasu dojrzałej ikry (jest jej wtedy więcej – kilkanaście do 30 ziaren) lub też dochodzi do składania przez nią zaledwie kilku jaj, ale w interwałach czasowych trwających 2-7 dni. W drugim przypadku narybek jest oczywiście zróżnicowany wzrostem. Taka strategia rozrodcza stanowi zapewne ewolucyjnie wykształcone przystosowanie ryb do aktualnie panujących warunków środowiskowych w naturze.

Ikrzyca deponuje jaja na stropie lub ścianach osłoniętej kryjówki. Ona także opiekuje się zarówno nimi, jak i larwami, podczas gdy mleczak pilnuje terytorium lęgowego. Ustawiczne przebywanie samicy w kryjówce (często nie wypływa z niej nawet do karmienia) i wzmożona aktywność samca świadczą zazwyczaj o złożeniu ikry lub pojawieniu się larw w gnieździe. Te ostatnie opuszczają osłonki jajowe po 2–3 dniach. Wylęg jest bardzo drobny i początkowo przebywa w kryjówce. Dopiero po osiągnięciu wielkości 5-6 mm (wiek 7-8 dni) zaczyna z niej wypływać i penetrować obszar wokół. Z wyżywieniem narybku nie ma zwykle problemu, ale trzeba pamiętać o dostosowaniu pokarmu do jego niewielkich otworów gębowych. Można mu zatem podawać żywy lub mrożony, najdrobniejszy zooplankton (moina, cyklop, bosmina itp.), nicienie „mikro” i bananowe lub larwy solowca. Chętnie zjadana jest także karma sucha (typu prestarter, first bite itp.) lub nawet odpowiednio rozdrobnione pokarmy dla ryb dorosłych, w tym roślinne. Do diety podchowanych osobników młodocianych można włączyć drobno siekane i dokładnie przepłukane rureczniki, auloforusa lub wazonkowce, a także larwy owadów (ochotek, wodzienia, komarów), artemię, mysis itp.

Chronienie brzusznej części ciała jest widoczne również u narybku, który przez dłuższy czas porusza się tylko ściśle przy elementach wystroju zbiornika, w tym brzuchem do góry w chwili odpływania od nich. Młode naskalniki rosną dość wolno. W ich pomyślnym odchowie, oprócz żywienia, dużą rolę odgrywają stabilne parametry fizyko-chemiczne wody. Trzeba zatem uważać zwłaszcza przy podmianach (do 10%), aby partia na dolewkę nie odbiegała zbytnio parametrami od wody w akwarium. Opieka rodziców trwa dość długo i polega głównie na strzeżeniu rewiru lęgowego, na którym przebywa potomstwo. Bierze w niej czynny udział także starsze rodzeństwo z poprzednich tareł. U omawianego gatunku można bowiem zaobserwować rozbudowane, wielopokoleniowe zachowania społeczne. Jest to niezapomniany widok, który sprawia wiele radości każdemu hobbyście. Osobniki młodociane, które przekroczyły wielkość 3 cm są przez rodziców przepędzane z zajętego terytorium. Można je wówczas odłowić do innego zbiornika. Chociaż tarlaki mogą odbywać tarło średnio co 3 tygodnie, to jednak obserwuje się u nich dłuższe lub krótsze okresy wyciszenia płciowego.

Obserwacje rozrodu J. transcriptus poczynione w warunkach sztucznych ujawniły ciekawą strategię, kiedy to dojrzała płciowo samica odbywa tarło jednocześnie z dwoma samcami różnej wielkości. Większy z nich (bywa, że samica jest od niego mniejsza) zajmuje pozycją dominującą, podczas gdy drugi (przeważnie mniejszy od samicy) staje się osobnikiem zdominowanym, podległym. Mimo to, ten ostatni, zachowuje przez cały czas gotowość do odbycia aktu płciowego, gdy tylko nadarzy się ku temu dogodna okazja. Wówczas, samica składa ikrę w dwóch różnych miejscach, należących do dużego i małego samca (zwykle kryjówki znajdują się na stykach obydwu terytoriów). Szerszą, obszerniejszą szczelinę zajmuje większy z nich, a węższą, mniejszą – mniejszy. Oczywiście, do tej ostatniej większy rywal nie jest fizycznie w stanie wpłynąć przez co ten mniejszy ma względny spokój. Bardziej aktywnym i zaangażowanym w opiece nad jajami i larwami jest właśnie mniejszy z samców (co jest obserwowane także u innych przedstawicieli rodzaju Julidochromis, gdzie bardziej aktywne w opiece są tarlaki o mniejszych rozmiarach ciała). Po wylęgnięciu się larw oba samce strzegą swoich terytoriów, a samica balansuje pomiędzy nimi i roztacza troskliwą opiekę nad potomstwem z obydwu gniazd. Z czasem narybek miesza się ze sobą.

Naskalniki mają pojedyncze nozdrza z każdej strony głowy (przed oczami). Tymczasem u innych ryb są one narządem parzystym, który tworzą nozdrze przednie (woda wpływa przez nie do jamy nosowej) oraz nozdrze tylne (woda nim wypływa). U ryb nozdrza nie biorą udziału w oddychaniu, a jedynie służą do rozpoznawania zapachów. U przeważającej większości gatunków nozdrza nie mają połączenia z jamą gębową. Naskalnik wężogłowy jest często mylony z pokrewnym mu gatunkiem – naskalnikiem Marliera (Julidochromis marlieri). Ten ostatni ma jednak czarną pręgę pod okiem (u wężogłowego przechodzi ona przez dolną połowę oka) i co najmniej trzy rzędy białych plam na tułowiu (u wężogłowego są co najwyżej dwa). Ponadto J. marlieri dorasta do zdecydowanie większych rozmiarów ciała a u dorosłego samca może występować na karku charakterystyczny, aczkolwiek nieduży, guz tłuszczowy.

Linki do filmików na kanale YT autora wpisu:

Więcej o omawianym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. Naskalnik wężogłowy (Julidochromis transcriptus) odmiany „Kissi”niewielki, piękny i spokojny, Magazyn Akwarium: 2024, ? (20?), s. ?, https://magazynakwarium.pl/

Okończyk Gilberta (Elassoma gilberti). Chów i rozród

Ten piękny i jakże ciekawy pod względem prezentowanych zachowań przedstawiciel rodziny Elassomatidae zwie się w języku angielskim: Gulf Coast Pygmy Sunfish. W naturze zamieszkuje południowo-wschodnie rejony USA (północno-zachodnia część Florydy i południowo-zachodnie rejony Georgii). Spotyka się go najczęściej w zarośniętych i płytkich stawach, mokradłach, bagniskach, torfowiskach, kanałach itp., a także w leniwie płynących, miejscami zarośniętych podwodną roślinnością ciekach wodnych ze sporą ilością materii organicznej na dnie (np. dorzecze rzeki Suwannee, Wakulla i inne). Niestety okończyki nie żyją zbyt długo – w akwarium, przy odpowiedniej pielęgnacji, mogą dożyć do około 3 lat. Jednakże po ukończeniu dwóch często stają się apatyczne i nieskore do rozrodu mimo zapewnienia im optymalnych warunków środowiskowych.

Okończyki to ryby o niewielkich rozmiarach ciała, niezbyt ruchliwe (zwłaszcza samice i niegodujące samce, które często po prostu „stoją” wśród roślinności lub chowają się w kryjówkach) i okresowo nader płochliwe. Szczególnie w okresie aklimatyzacji, po przeniesieniu do nowego akwarium, mogą całymi tygodniami nie wychodzić z kryjówek lub opuszczać je na krótko, w celu zaspokojenia głodu. Trzeba zawsze mieć na uwadze, że różnorodne czynniki środowiskowe mogą łatwo wywołać u okończyków stres. To, jak ryby go zniosą ma bezpośredni wpływ na ich zdrowie i zachowanie. Generalnie, mimo drapieżnej natury, okończyki są iście spokojne i wyraźnie stronią od towarzystwa innych gatunków, zwłaszcza większych, agresywniejszych, ruchliwych i żywiołowych. Z między innymi tego powodu zdecydowanie nie nadają się do chowu w akwariach zespołowych. Stają się w nich bowiem zdecydowanie bardziej bojaźliwe i wycofane. Najlepsze zatem jest dla nich akwarium jednogatunkowe. Okończyki można utrzymywać w grupach lub haremach z przewagą samic, np. 1×2-3 lub 2-3×5-6. Dla tej ostatniej opcji wystarcza zbiornik o pojemności około 80 l. Wprawdzie parę ryb można trzymać już w około 25 l nanoakwarium, to jednak polecam o wiele większe lokum, w którym nasi podopieczni będą mieli szansę na rozwinięcie pełnej gamy swoich bardzo ciekawych zachowań.

Parametry fizyko-chemiczne wody są praktycznie bez znaczenia. Okończyki Gilberta potrafią bowiem znakomicie zaadaptować się do każdych praktycznie warunków poza oczywiście skrajnymi. Optymalnie jednak zaleca się wodę miękką do lekko twardej (4-14°n), o odczynie oscylującym wokół obojętnego (pH 6,5-7,5) i temperaturze 17-21°C. Zupełnie niepotrzebna jest tu grzałka, także zimą. Woda powinna być delikatnie filtrowana z jednoczesnym napowietrzaniem, zwłaszcza w upalne, letnie dni i noce. Stosujemy cotygodniowe jej podmiany na świeżą, ale odstaną w objętości do około 15%. Omawiane ryby najlepiej czują się i prezentują w zbiorniku o miejscami gęstej, różnorodnej szacie roślinnej, Szczególnie są tu polecane gatunki miękkolistne (mchy, wywłóczniki, moczarka, hemiantus itp.) oraz, koniecznie, pływające (paprocie, limnobium gąbczaste, najas, itp.). Elementy wystroju zbiornika takie jak korzenie, kawałki drewna, zatopione gałęzie i liście, kilka kamieni o łagodnych krawędziach, ceramiczne mufki lub kawałki rurek powinny tworzyć dogodne dla nich kryjówki. Ich rozmieszczenie powinno tworzyć naturalne bariery oddzielające terytoria samców. Jako podłoże wystarcza gruboziarnisty piasek o ciemnym odcieniu lub markowy substrat.

Okończyki są z natury drapieżnikami i zjadają przede wszystkim drobny pokarm żywy, który powinien stanowić przeważającą, jak nie jedyną podstawę ich diety. Zdecydowanie mniej chętnie pobierana jest karma mrożona, a już zupełnie wyjątkowo –  sucha, zwłaszcza płatkowa (drobnymi jej cząstkami interesują się tylko niektóre osobniki). Pokarm zawsze musi być dostosowany wielkością do niedużych, górnie położonych otworów gębowych ryb. Najchętniej zjadane są przez nie, m.in.: larwy owadów (szczególnie komara, po których samice szybko „nabierają” ikry, a samce są pełne wigoru), zooplankton, kawałkowane rureczniki, auloforus, czarne robaki kalifornijskie i doniczkowce, a także lasonogi, dobrze rozpadający się, mrożony solowiec itp. W akwarium gatunkowym pokarm trzeba zadawać wyjątkowo ostrożnie, gdyż przekarmienie szybko prowadzi do zepsucia się wody (wzrost stężenia związków azotu i spadek tlenu).  

W okresie godowym (w naturze zawsze wiosną) zarówno zachowanie, jak i ubarwienie dorosłych samców ulegają radykalnej zmianie. Te najsilniejsze i dominujące stają się terytorialne i agresywne wobec rywali. Obierają sobie niewielkie terytoria, zwykle w pobliżu jakiejś dogodnej kryjówki, z których mniej lub bardziej zdecydowanie przeganiają inne samce. W odpowiednio urządzonym zbiorniku ryby nie robią sobie jednak żadnej krzywdy. Niezmordowanie też wabią samice starając się im ze wszech miar zaimponować. Prezentują przy tym osobliwy taniec godowy, podczas którego wyginają rytmicznie ciało, drżą, wykonują kołyszące ruchy na boki, napinają i falują płetwami. W tym czasie ubarwienie mleczaka ulega diametralnej zmianie – staje się on iście ciemnogranatowy do wręcz czarnego z metalicznie lśniącymi, licznymi, niezwykle kontrastującymi, niebieskimi, poprzecznymi prążkami oraz rozmaitymi kreskami i punkcikami, rozsianymi po ciele i na płetwach. Kolorystyka samic nie ulega wówczas zmianie (pozostają jasne z mniej lub bardziej ciemniejszym, marmurkowatym wzorem), ale niekiedy te najbardziej wyrośnięte i dorodne mogą mieć nieznaczne, niebieskawe kreski wokół oczu. Poza okresem okołotarłowym ubarwienie obydwu płci jest podobne, a mianowicie szaro-jasnobrązowo-beżowe, czasami z domieszką oliwkowego. Niemniej, nawet wtedy samce są z reguły ciemniejsze i prawie zawsze widać u dorosłych osobników mniejsze lub większe niebieskawe rysunki (choćby zupełnie blade i ledwie widoczne). Nasycenie barw może także zmieniać się w zależności od stanu emocjonalnego osobnika. Pod wpływem silnego stresu ryba zwykle jaśnieje i nierzadko wówczas „leży” nieruchomo na dnie. Generalnie samce są większe od samic o około 0,5 cm (dorastają do około 3 cm) i mają liczne plamki na płetwach. Te ostatnie są u samic rzadkie, a jeśli już występują to są niewielkie i nieliczne.

Rozmnażanie okończyków Gilberta nie jest trudne pod warunkiem, że spełnionych jest kilka warunków. Chęć do tarła jest najwyższa u osobników odpowiednio wcześniej zimowanych w okresie jesienno-zimowym przez 3-5 miesięcy. Niezbędne jest wówczas zapewnienie rybom chłodnej wody (13-14°C), co można osiągnąć ustawiając akwarium w piwnicy, podziemnym garażu, na względnie ocieplonym poddaszu, strychu, werandzie itp. Ryby karmimy skąpo (niewielkie porcje żywego lub mrożonego pokarmu) i rzadko – dwa, góra trzy razy w tygodniu (ewentualnie co drugi, trzeci dzień). Ma to na celu wprowadzenie ich w stan wyciszenia płciowego, co regeneruje organizm i przygotowuje go na kolejny sezon rozrodczy. Niska ciepłota wody (nawet rzędu 6-8°C) nie czyni okończykom żadnej krzywdy, lecz sprawia, że żyją one dłużej, są odporniejsze na choroby a gody mają o wiele intensywniejszy przebieg. Dzieje się tak dzięki hormonom, głównie gonadotropowym wydzielanym przez przysadkę mózgową pod wpływem bodźców środowiskowych (wzrost temperatury wody, wydłużanie się dnia świetlnego, dieta wysokobiałkowa itp.). Wprawdzie bez zimowania omawiane ryby również przystępują do tarła, ale wówczas jest ono mało wydajne, wielce nieregularne i nie ma burzliwego charakteru. Często wówczas jedyną oznaką tego, że ryby są w ogóle zainteresowane rozmnażaniem jest spontaniczne pojawienie się w akwarium dosłownie pojedynczych sztuk narybku.

Pamiętajmy wszakże, aby nie przenosić tarlaków od razu z zimowiska do ciepłej wody. Powinien być to bowiem proces stopniowy, podczas którego sukcesywnie i powoli, przez około 2 tygodnie, zwiększamy temperaturę wody (np. używając grzałki z precyzyjnym termostatem). Jednocześnie wprowadzamy częste jej podmiany (20-30% objętości, 2-3 razy w tygodniu) na świeżą, najlepiej miękką (filtr RO) i odstaną przez co najmniej dobę. Zaczynamy także obficiej żywić ryby różnorodnym żywym pokarmem. Dopiero po tym czasie przenosimy je do docelowego akwarium gatunkowego lub tarliskowego. Po takiej zimowej przerwie i przygotowaniu okończyki bardzo chętnie przystępują do tarła i odbywają je kilkakrotnie w ciągu całego sezonu rozrodczego (zwykle od połowy lutego do końca czerwca). Podobnie dzieje się w warunkach naturalnych.

Jeśli akwarium gatunkowe jest obficie obsadzone roślinnością, znajdują się w nim liczne kryjówki, a obsada ryb jest nieliczna wówczas ryby mają najlepsze warunki do rozrodu. Tarło okończyków Gilberta przebiega dość skrycie i zwykle ma miejsce wczesnym rankiem. Tarlaki są płochliwe i reagują ucieczką, gdy tylko coś ich zaniepokoi. Należy przeto zapewnić im absolutny spokój. Do aktów płciowych dochodzi w gęstwinie miękkolistnej roślinności, spośród której najlepszym substratem dla ikry są, moim zdaniem, rozmaite mchy. Z innych gatunków dobre są m.in.: kępy wywłócznika lub rogatka, względnie moczarki poprzerastane glonami nitkowatymi. Może nie wygląda to zbyt dekoracyjnie, ale ryby niewątpliwie preferują właśnie takie warunki. Zawsze nieodzowne są liczne egzemplarze pływające, które będą tonowały oświetlenie i zwiększały dobrostan ryb. Jaja składane są partiami, po kilka ziaren. Dorodna ikrzyca może złożyć ich w sumie 40-50, ale zwykle ich liczba jest dużo mniejsza. Jasna ikra jest raczej niekleista, bo opada na dno, choć w większości osiada na drobnych częściach roślin, w tym na wspomnianych glonach nitkowatych.

Potomstwo można wychowywać wspólnie z rodzicami. Te wprawdzie nie polują aktywnie na wylęg (nie zauważyłem także, aby kiedykolwiek zjadały jaja lub larwy), ale z pewnością nie pogardzą nim, gdy znacząco zubożymy ich dietę w białko zwierzęce. Realnym natomiast zagrożeniem mogą być podrośnięte już i intensywnie żerujące osobniki młodociane z poprzednich tareł. Dlatego też sukcesywnie pojawiający się narybek można wyłapywać (za pomocą miseczki lub innego naczynia) i umieszczać w oddzielnym zbiorniku odchowalni. Przenosić możemy także złożoną ikrę, którą zbieramy pipetą i umieszczamy w małych lęgnikach z odkażoną środkiem zapobiegającym jej pleśnieniu i delikatnie napowietrzaną wodą o takich samych parametrach fizyko-chemicznych.

Użycie dobrze przygotowanych tarlaków (zimowanie) i oddzielnego akwarium tarliskowego o pojemności 20-30 l sprawia, że tarło ma bardziej intensywny przebieg i jest wydajniejsze. Wypełniamy go wodą o twardości ogólnej najlepiej poniżej 10°n, odczynie bliskim obojętnego (pH 6,5–7,5) i temperaturze 19-21°C. Dno wykładamy obficie wspomnianą miękkolistną roślinnością, choć zamiast niej można też z powodzeniem użyć kęp/mopów włóczki/przędzy syntetycznej (starannie wymytej i odkażonej). Umieszczamy 1-2 niewielkie korzenie, kilka liści, mufkę lub rurki dzięki czemu tarlaki będą czuły się bezpiecznie. Jako podłoża można użyć 1–2-centymetrowej warstwy grubszego, ciemnego żwirku (część ikry wpada pomiędzy kamyki). Stosujemy co najwyżej słabe oświetlenie (świetlówka niewielkiej mocy).

Do tarła wybieramy dobrze wyrośnięte osobniki w wieku minimum 5-6 miesięcy – ikrzyce z nabrzmiałymi partiami brzusznymi oraz mleczaki najintensywniej wybarwione na czarno). Stosujemy zestawy tarlaków z przewagą samic, np. 2×1, 3-4×2, 5-6×3-4. Gdy zauważymy, że aktywność rozrodcza tarlaków wyraźnie spada należy podmienić 50-60% wody na świeżą (najlepiej miękką, pochodzącą z filtra RO i zawsze odstaną). Jeśli to nie pomaga, wymieniamy niektóre z nich na inne, często młodsze, o większym wigorze i temperamencie. Na tarlisku zalecam trzymać ryby co najmniej tydzień, bowiem akty tarła mogą przeciągać się na kilka dni. Praktykuje się także rozdzielanie osobników rodzicielskich według płci na 7-10 dni przed tarłem i obfite żywienie ich w tym czasie żywym pokarmem. Szczególnie należy dbać o dobrą kondycję samic, które muszą mieć czas na odpoczynek i regenerację, inaczej produkcja komórek jajowych w jajnikach będzie znikoma. W chowie parami niegotowa do tarła samica (a niekiedy nawet gotowa) może być przez podniecone samce napastowana do tego stopnia, że jeśli nie ma gdzie się ukryć, może uciekając ulec zranieniu. Rany u okończyków są zawsze groźne, bowiem łatwo dochodzi u nich do wtórnych zakażeń, które mogą prowadzić do śmierci osobnika, zwłaszcza niemłodego.

W temperaturze 20-22°C larwy wylęgają się po około trzech dobach. Drugie tyle zajmuje im resorpcja zawartości woreczków żółtkowych. Wylęg jest bardzo drobny, prawie przezroczysty, ledwie widoczny i iście płochliwy. Z drugiej zaś strony wykazuje sporą aktywność w poszukiwaniu pierwszego pokarmu. Powinny to być pierwotniaki, larwy oczlików i wrotki, czyli tzw. pył. Także drobniutkie widłonogi morskie mogą być stosowane. Moim zdaniem, dopiero po 3-4 dniach takiego żywienia do diety można wprowadzić świeżo wyklute larwy solowca. Naprzemiennie można podawać mrożonki (bosmina, moina itp.). Stanowczo odradzam karmienie wylęgu żółtkiem ugotowanego na twardo jaja kurzego lub drożdżami, gdyż niechybnie doprowadzi to do pogorszenia się jakości wody i utraty przychówku. Jeśli nie mamy akurat żywych i/lub mrożonych pokarmów, to awaryjnie można zastosować (w małych ilościach) markowe karmy pyłowe (w tym liofilizowane i/lub dekapsułowane) dla narybku gatunków jajorodnych. Powinny się one charakteryzować jak najwyższym (optymalnie ponad 50%) udziałem białka. Ponadto dysponując większym i długo już funkcjonującym akwarium, w którym rozmnażamy okończyki można zwykle liczyć na to, że przez pierwsze kilka dni narybek wyżywi się sam. Wówczas przeżywają najsilniejsze osobniki.

W jasnym miejscu warto zawczasu ustawić kilka naczyń wypełnionych częściowo wodą z takiego dojrzałego już zbiornika (resztę stanowi świeża, odstana) i wrzucić do niej jakąś pożywkę organiczną (łodyżka siana lub wywar z niego, kawałeczek skórki banana itp.) lub sztucznego koncentratu dostępnego w handlu. Kilkudniowemu narybkowi możemy zacząć podawać larwy solowca oraz nicienie bananowe i/lub mikro. Od 14 dnia zjadany jest już najdrobniejszy zooplankton oraz starannie miażdżone rureczniki, auloforus lub doniczkowce. Młode rosną umiarkowanie szybko. Najważniejsze w jego odchowie są prawidłowe żywienie i dobra jakość wody. Najdalej co drugi dzień czyścimy dno zbiornika z wszelkich resztek organicznych dolewając przy tym świeżej, odstanej wody. Przy tej czynności należy bacznie zwracać uwagę na narybek, który lubi chować się w takich resztach. Wodę należy przeto spuszczać do jasnego pojemnika (najlepiej białego), gdzie łatwo będziemy mogli go zauważyć i odłowić. Także filtr wewnętrzny zainstalowany w zbiorniku musi być pozbawiony obudowy, aby nie wciągał narybku.

O pokrewnym gatunku – okończyku moczarowym (Elassoma evergladei, ang. Everglades pygmy sunfish) można przeczytać tu:

Okończyk moczarowy (Elassoma evergladei). Chów
Okończyk moczarowy (Elassoma evergladei). Rozród
Okończyk moczarowy (Elassoma evergladei). Wychów narybku

Więcej o okończyku Gilberta można przeczytać na łamach „Magazynu Akwarium”: Hubert Zientek: Okończyk Gilberta (Elassoma.gilberti) – mały drapieżnik z USA, Magazyn Akwarium: 2024, 4 (206), s. 26-38, https://magazynakwarium.pl/

Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti) – rozród

O tytułowym gatunku pisałem już kiedyś tu:

Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti)

W tym poście skupię się bardziej na rozmnażaniu omawianych ryb, które należą oczywiście do rodziny guramiowatych (Osphronemidae) i w naturze zamieszkują głównie wody Wietnamu. Pisałem uprzednio, że według moich obserwacji samce wielkopłetwa czarnego są bardziej agresywne w czasie tarła i że szczególnie ryzykowne jest zestawienie ich z niedojrzałą do rozrodu samicą. Może to bowiem skończyć się jej mocnym poturbowaniem. Niemniej, miałem ostatnio parę, która zupełnie odbiegała od tego schematu. Ale po kolei… W jednym z warszawskich zoologów wypatrzyłem dorodne, czarne wielkopłetwy. Były wśród nich zarówno atrakcyjnie wybarwione samce, jak i pękate samiczki. Bez wahania kupiłem najładniejszą parkę.

Ryby umieściłem w dojrzałym zbiorniku o pojemności 30 l, wypełnionym dość miękką wodą (8°n), o temperaturze 24°C i odczynie obojętnym. Dno pokryte było cienką warstwą żwirku, a na jednym korzeniu uczepiona była spora kępa anubiasa. Ponadto cały zbiornik był gęsto usłany rogatkiem sztywnym i moczarką argentyńską (luźno pływające). Jego oświetlenie (belka LED, 11 W) było zatem znacznie przytłumione.  Mały, wewnętrzny filtr gąbkowy bez obudowy i napędzany brzęczykiem zapewniał minimalny ruch wody. Jej poziom wynosił 18 cm.

Po wpuszczeniu do zbiornika tarliskowego para od razu przejawiała dużą aktywność, nie wykazując przy tym żadnej płochliwości. Samiec był bardzo łagodny wobec partnerki, ale idylla ta skończyła się to po trzech dniach. Rozpoczęło się bowiem budowanie przez niego pienistego gniazda, które wkomponowane było w górną część anubiasa sięgającego powierzchni wody i przyobleczonego zwojami rogatka. Mleczak w gwałtownych zrywach co i raz uderzał w samicę, zwłaszcza wtedy, gdy ta zbytnio zbliżyła się do gniazda. Trwało to kilka dni, po czym samiec ukończył budowę pokaźnego gniazda (było wysokie na 2 cm!) i, o dziwo, zupełnie przestał okazywać partnerce jakąkolwiek wrogość.

Ryby odbyły tarło dość skrycie, pod wieczór. W czasie licznych aktów płciowych mleczak charakterystycznie owijał się wokół przedniej połowy ciała partnerki. Podniecone ryby drżąc przez chwilę uwalniały gamety – komórki jajowe i nasienie. Ikra jest lżejsza od wody i sama wypływa pod gniazdo. Te ziarenka, które zbytnio od niego zniosło samiec (samica nie była tu zaangażowana) zbiera do pyska i utyka w gnieździe. Po zakończeniu godów tradycyjnie mleczak przejmuje opiekę nad gniazdem i jego zawartością.

Jednakże, moja ikrzyca, która wcześniej poznała co znaczy brutalność samca podczas zalotów teraz  pływała zupełnie spokojnie i to w pobliżu gniazda. Samiec nigdy jej nie zaatakował, a przynajmniej ja tego nie zaobserwowałem. Nie jest to częste zjawisko, bowiem u wielkopłetwów, w tym szczególnie u wielkopłetwa wspaniałego (Macropodus opercularis) (patrz linki na końcu wpisu) bardzo często zdarza się, że samiec nie toleruje samicy po tarle. Rzadko jest inaczej, ale bywa też tak, że mleczak pozwala partnerce na pomaganie mu w budowie gniazda. U mnie samiec wyraźnie złagodniał po tarle i nic się w tym względzie nie zmieniło nawet po pojawieniu się larw. W tym momencie jednak odłowiłem obydwa tarlaki do innego zbiornika.

Wylęg larw następuje po około 36 godzinach. Przez dalsze 36-48 godzin zwisają one swobodnie uczepione gniazda, a następnie zaczynają pływać i żerować. Wylęg jest bardzo drobny (ok. 3 mm). Przez pierwszy tydzień najlepiej jest karmić go tzw. pyłem, czyli wyhodowanymi na pożywkach organicznych lub z gotowych preparatów pierwotniaki, a także wrotki i larwy oczlika.

Od 8 dnia można skarmiać najdrobniejszymi larwami solowca oraz węgorkami „mikro” lub bananowymi. Niektórzy hodowcy w żywieniu narybku z powodzeniem stosują od samego początku zawiesinę z ugotowanego na twardo żółtka jaja kurzego i/lub drożdży. Wiąże się to jednak z niebezpieczeństwem przekarmienia, które pociąga za sobą zepsucie się wody i utratę całego przychówku. Dobrej jakości pokarmy sztuczne dla narybku typu prestarter, first bite lub fluid są także godne polecenia, ale zwykle nie wykarmia się na nich zbyt dużego odsetka młodych.

Inną karmą przeznaczoną dla starszego potomstwa może być tzw. przecier. W celu jego przygotowania mieszamy ze sobą starannie zmiażdżone pomiędzy szklanymi płytkami rureczniki, larwy ochotek i doniczkowce. Całość przeciskamy następnie przez płócienną szmatkę, a uzyskaną masę przenosimy do niewielkiego naczynia (np. szklanki lub małego słoika). Zalewamy wodą i intensywnie mieszając dodajemy (do chwili aż wytworzy się drobniutka, mglista zawiesina) szczyptę suchej, markowej karmy pylistej, bądź ociupinkę ugotowanego na twardo i rozgniecionego żółtka jaja kurzego. Odczekujemy kilka minut aż większe cząstki opadną na dno i za pomocą strzykawki lub pipety pobieramy najdrobniejszą zawiesinę z warstwy przypowierzchniowej.

Do końca drugiego tygodnia życia młode nie mają jeszcze wykształconego labiryntu i oddychają tlenem rozpuszczonym w wodzie. Dlatego też bardzo ważne przy ich wychowie jest stałe napowietrzanie (strumień powietrza nie może jednak być za silny, aby zbytnio nie męczył rybek, co może doprowadzić nawet do ich śmierci). Początkowo codziennie, a potem co 2-3 dni czyścimy dno zbiornika usuwając wszelkie zalegające na nim pozostałości organiczne. Ubytek wody uzupełniamy partią świeżej i odstanej, o takiej samej temperaturze. Rygorystyczne przestrzeganie powyższych zaleceń pozwala na utrzymanie dobrej jakości wody, co przy obfitym żywieniu jest bardzo ważne. Do zbiornika z podrośniętym narybkiem można także wpuścić kilka małych (1-1,5 cm) zbrojników lub ślimaków zatoczków, które wyjedzą wszelkie resztki karmy.

Drugi krytyczny okres w wychowie ma miejsce w trzecim tygodniu życia młodych. Jest to bowiem moment, gdy zaczyna się u nich wykształcać narząd błędnikowy (labirynt) i młode rybki przechodzą na oddychanie powietrzem atmosferycznym. W tym czasie hodowca musi bezwzględnie zadbać o to, aby temperatura powietrza nad wodą była jak najbardziej zbliżona do ciepłoty wody (najlepiej taka sama). Akwarium musi być zatem dobrze przykryte i nie narażone na przeciągi (np. w czasie czyszczenia, gdy zdjęta jest pokrywa).

Na koniec pamiętajmy, że prawdziwie ciemne ubarwienie wielkopłetwów czarnych występuje dopiero w odpowiednich warunkach środowiskowych (dużo roślin, stonowane oświetlenie, ciemne podłoże oraz urozmaicone żywienie). Dobre samopoczucie i kondycję ryb można rozpoznać, m.in. po intensywnej, pomarańczowo-czerwonej barwie wydłużonych promieni płetw brzusznych (zwłaszcza u samca).

Więcej o wielkopłetwach można przeczytać tu:

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. I. Chów
Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. II. Rozród

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. II. Rozród

Neolamprologus calliurus – chów i rozród

Ten jakże piękny (największą rolę odgrywają tu barwy poboczne) i kształtny muszlowiec pochodzi oczywiście z jeziora Tanganika, a jego nazwa w języku angielskim brzmi: Calliurus Shelldweller. W naturze zamieszkuje w jeziorze strefę przejściową o podłożu piaszczysto-skalistym na głębokości od 10 do 40 metrów. Środowiskiem preferowanym przez samice są luźno rozrzucone na dnie muszle, w tym także te znajdujące się w nieckach utworzonych przez inny gatunek – Neolamprologus callipterus. Ten ostatni pełni w nich, w pewnym sensie, rolę „strażnika” chroniącego muszlowce przed drapieżnikami. Razem z „kaliurusami” miejsce skupienia muszli zajmować może także Telmatochromis vittatus. Z kolei samce N. calliurus zajmują kryjówki pomiędzy kamieniami/skałkami. Ich terytoria obejmują kilka, kilkanaście muszli, w których znajdują się samice. Jest to bowiem gatunek z natury haremowy. Ikrzyca spędza większość czasu w kryjówce, podczas gdy mleczak patroluje rewir wokół, będący jego terytorium.

W akwarium omawiane ryby dość umiarkowanie strzegą swego rewiru i kryjówki. Samce nierzadko walczą między sobą, niemniej dość szybko ustala się między nimi hierarchia, o ile zbiornik jest duży i odpowiednio urządzony (liczne kryjówki). W nieodpowiednich warunkach środowiskowych walki mogą przybierać na sile i być cokolwiek brutalne. Także samice bywają wobec siebie od czasu do czasu zadziorne. Mimo pokaźnych rozmiarów samca wzajemne relacje pomiędzy partnerami są dość łagodne. Jednakże, po przeniesieniu w nowe miejsce, ryby wykazują zwykle wzmożoną płochliwość. Bywa, że samica przez kilka kolejnych dni nie wychodzi z muszli, a samiec zza kamieni. Towarzystwem dla „kaliurusów” w zbiorniku mogą ewentualnie być inne gatunki muszlowców, np. Neolamprologus similis, Lamprologus callipterus, a także przedstawiciele rodzajów Telmatochromis, Altolamprologus.

Dla pary ryb powinno się przeznaczyć zbiornik o pojemności co najmniej 80 l; dla niedużego haremu – min. 150 l, najlepiej długi i niezbyt wysoki. Jako podłoże stosujemy tradycyjnie 4-5 cm warstwę piasku o średniej granulacji. I teraz, najbardziej zbliżone do naturalnych warunki (a do stworzenia takowych każdy prawdziwy akwarysta powinien zawsze dążyć) są wówczas, gdy na dnie akwarium umieścimy dla samic – muszle tanganickiego ślimaka Neothauma tanganyicense (najlepiej, co najmniej dwie na każdą), a dla dorosłego samca – kamienie ułożone tak, aby tworzyły dogodne kryjówki. Chcąc obserwować naturalne zachowania „kaliurusów” należy zadbać o to, aby muszle nie były zbyt duże. Powinny one mieć średnicę otworu wejściowego pozwalającą samicy na swobodny dostęp do ich wnętrza, zaś całkowicie uniemożliwiać wpłynięcie do niej samcowi. W warunkach akwariowych hodowcy dla swojej wygody stosują często zamiennie muszle pospolitego ślimaka winniczka dla samic oraz większe muszle, niepochodzące od ślimaków z jeziora Tanganika dla samca. Niemniej trzeba zdawać sobie sprawę, że takie postępowanie stoi w sprzeczności do zachowań i biologii ryb prezentowanych w środowisku naturalnym. Pamiętajmy ponadto, aby w zbiorniku nie używać wyłącznie dużych muszli, gdyż samiec będzie miał wówczas łatwy dostęp do kryjówki samicy. Ta ostatnia, w wyniku niepokojenia, będzie żyła w ciągłym stresie. Także ewentualny narybek znajdujący się w muszli może zostać przez samca pożarty.

L. calliurus można utrzymywać parami lub w haremie. Ten ostatni system jest, jak wspomniano, bardziej bliski naturze, gdzie na jednego samca może przypadać nawet 12 samic (w warunkach akwariowych ich liczba może wynosić 2-5). Raczej nie polecamy umieszczania w jednym zbiorniku dwóch samców chyba, że w znacznie większym litrażu (200 l i powyżej). Woda powinna być w miarę twarda (do 23°n), o odczynie zasadowym (pH 7,5-9,0) i temperaturze 23-26°C. Wydajna filtracja i jej dobre natlenienie oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% objętości na świeżą, ale odstaną to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu naszych podopiecznych.

Neolamprologus calliurus to zooplanktonożerca. Mimo to, w akwarium ryby będą chętnie zjadały wszelkie karmy suche (szczególnie płatkowe, ewentualnie bardzo drobny granulat) oraz drobne bezkręgowce – mrożone lub żywe. Wskazane jest aby pokarm przepływał nad skupiskiem muszli. Ryby wyłapują go wówczas z toni wodnej, co jest preferowanym sposobem pobierania pokarmu w środowisku naturalnym.

Jasnobrązowo-cielisto-szarej barwy ciało ryby jest nieco wydłużone, z górnym położeniem dużego pyska. Samiec dorasta do 10 cm (w akwarium może być nawet większy) i ma przepiękny lirowaty ogon (stąd nazwa łacińska: kallos – piękny, oura – ogon), żółtą (lub żółto-pomarańczową) plamę na głowie (może być ona różnej wielkości w zależności od odmiany – od niewielkiej plamki po tzw. kapturek zakrywający przednią część głowy) oraz niebiesko-fioletowe, metaliczne kreski (pod oczami i na wargach). Samica osiąga zwykle nie więcej niż 4 cm, a jej płetwa ogonowa ma prostą krawędź. Niekiedy tułów tej ostatniej upstrzony jest rozlanymi, ciemniejszymi plamami, co nadaje jej ciału marmurkowaty wygląd. Owe plamy mogą również przybierać formę ciemniejszych pasów, szczególnie w okresie godowym. U obydwu płci, na końcu wieczka skrzelowego, za płetwą piersiową, znajduje się zwykle mniej lub bardziej widoczna czarna plama.

To samica inicjuje zaloty i prowokuje samca do tarła. Obie ryby mogą wówczas wykonywać szereg drgań i potrząsań ciałem. Tarło składa się z kilku aktów płciowych. Podczas każdego z nich ikrzyca składa wewnątrz muszli partię jaj, które samiec zapładnia nie wpływając jednak do jej wnętrza. W sumie może zostać złożonych kilkadziesiąt ziaren ikry – u pierwszego autora było to zawsze między 30 a 40 sztuk. Czasami jednak zdarzają się większe mioty. Po tarle samica sumiennie się nimi opiekuje (potem także larwami), podczas gdy samiec patroluje rewir wokół gniazda. Ten ostatni może odbywać jednocześnie kilka tareł z samicami, które są w jego haremie. Po opuszczeniu kryjówki narybek trzyma się w gromadzie, pływa nad dnem i rozłożonymi na nim elementami wystroju, np. kamieniami. W momencie jakiegokolwiek zagrożenia młode natychmiast przywierają nieruchomo do dna. Osobniki rodzicielskie zupełnie nie interesują się dalszym losem swego potomstwa. Całkowicie je ignorują, nie szkodząc mu jednak w żaden sposób. Niemniej, inne dorosłe ryby (tego lub innego gatunku muszlowców), a także starsze rodzeństwo, które akurat znajduje się w zbiorniku mogą na nie polować. Pierwszy autor zawsze odławiał rodziców i odchowywał młode w akwarium, w którym doszło do tarła.

Młode są nietrudne do wykarmienia. Prawidłowo karmione rosną dość szybko i całkiem równomiernie. Po około tygodniu ich płochliwość stopniowo zanika. Początkowo dobrze jest je karmić karmą żywą (np. wrotki), suchą (prestartery, w tym także te dla innych gatunków jajorodnych i żyworodnych). Po kilku dniach możemy już podawać larwy solowca (należy pamiętać, aby nie było wśród nich pustych, pozostałych po wylęgu skorupek jajowych, których zjedzenie może prowadzić do zadławień i padnięć wśród narybku) i nicienie „mikro”, naprzemiennie z mrożonkami (moina, bosmina, wrotka) oraz doskonale przepłukanymi i starannie miażdżonymi na szkle rurecznikami. W wieku 3-4 tygodni można przenieść je do większego zbiornika z dobrze filtrowaną i regularnie podmienianą wodą.

 

Narybek w trzecim tygodniu życia

Więcej o opisywanym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. „ Neolamprologus calliurus – piękny i ciekawy muszlowiec, Magazyn Akwarium: 2023, 5 (201), s. 84-98, https://magazynakwarium.pl/

Kilkudniowy narybek N. calluurus

Garbacz hełmiasty (Steatocranus casuarius) – rozród

Samiec jest o 2-3 cm większy od samicy i dorasta do około 12 cm (przeciętnie w akwarium). Ma także bardziej masywną budowę ciała, a na jego głowie widnieje zdecydowanie pokaźniejszych rozmiarów garb tłuszczowy, który powiększa się wraz z wiekiem osobnika i zajmowaniem przez niego lepszej pozycji w ewentualnej hierarchii stada. U wyrośniętych mleczaków promienie płetw nieparzystych są zwykle bardziej wydłużone. Najlepiej jeśli para ryb dobierze się samoistnie pośród grupy młodych, ale już dorosłych, niespokrewnionych ze sobą osobników. Takie pary są bardzo trwałe (niektórzy autorzy twierdzą, że łączą się one ze sobą na całe życie) w przeciwieństwie do zestawianych przez hodowcę.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody w zbiorniku tarliskowym to: twardość ogólna do co najwyżej 10°n, odczyn kwaśny (pH 6,0-6,5) i temperatura 27-28°C. Okres godowy zwiastuje nerwowe zachowanie się pary – ryby mogą kopać wgłębienia w podłożu (jednakże jego brak nie pociąga za sobą żadnych negatywnych konsekwencji), zazwyczaj przy lub wręcz pod grotą, kamieniem itp. Tarło ma skryty przebieg i odbywa się najczęściej wewnątrz osłoniętej kryjówki. Na jej stropie i ścianach samica zwykle składa od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu żółtopomarańczowych, lepkich jaj. W przypadku młodych tarlaków pierwsze mioty być znacznie mniej liczne – nawet niewiele ponad 20 osobników.

Wylęg larw następuje po około 5 dniach. Drugie tyle potrzebują one na strawienie zawartości woreczków żółtkowych. Początkowo narybek wyprowadzany jest z kryjówki tylko na krótko. Zarówno samiec, jak i samica mają na niego baczne oko, choć tarlaki (zwłaszcza młode) z reguły unikają otwartej wody i wolą przemieszczać się pod osłoną kryjówek. Takim zalęknionym parom trzeba zapewnić absolutny spokój.

Rodzice z furią atakują każdego intruza (zwłaszcza współplemieńca), który za bardzo zbliżył się do potomstwa. Ich opieka może trwać kilka, a nawet kilkanaście tygodni. Młode z danego tarła tolerowane są (zwykle) nawet wówczas, gdy  w zbiorniku pojawi się kolejne pokolenie rodzeństwa (niemniej starsze potomstwo może pożerać młodsze). Początkowo narybek jest płochliwy, trzyma się dna lub litej powierzchni przedmiotu leżących na dnie i często chowa się w kryjówce. Jest jednak na tyle duży, że bez problemu pobiera od samego początku larwy solowca, rozdrobnione karmy suche, węgorki bananowe i „mikro”, mrożonki (moina, wrotka, bosmina itp.), naprzemiennie z markową karmą suchą przeznaczoną dla pielęgnic tej grupy wiekowej.. Wskazane jest dolewanie do zbiornika z nim tzw. zielonej wody, zawierającej kultury namnożonych w niej pod wpływem intensywnego oświetlenia (głównie promieniami słonecznymi) zielenic (Chlorophyta sp.) i euglenin (Euglenophyta).

Po tygodniu można podawać starannie przepłukane i drobniutko posiekane rureczniki, mrożony lub żywy zooplankton, zwłaszcza oczlika. Młode garbacze rosną szybko, o ile mają zapewnione optymalne warunki środowiskowe – prawidłowe żywienie i regularne podmiany wody. Ta ostatnia musi być także dobrze filtrowana i napowietrzana. Po miesiącu od rozpoczęcia pływania osobniki młodociane mierzą około 1-1,5 cm.

Samica garbacza hełmiastego z narybkiem

Podchowany narybek garbacza hełmiastego

Więcej o omawianym gatunku można przeczytać w artykule autora pt. „Gębacz trójbarwny (Astatotilapia burtoni) – afrykański żarłok i owofil”, Magazyn Akwarium: 2023, 5 (201), s. 84-62, https://magazynakwarium.pl/

Garbacz hełmiasty (Steatocranus casuarius) – chów

Ta osobliwa ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). Mimo skromnego ubarwienia (rozmaite odcienie szarości i brązu z niekiedy oliwkowym lub sinym odcieniem) odznacza się nietuzinkowym wyglądem zewnętrznym, specyficznym poruszaniem się i ciekawym behawiorem. W języku angielskim zwana jest: Lionhead-, Humphead-, Buffalo- lub Blockhead Cichlid. W dobrych warunkach środowiskowych garbacze mogą dożyć nawet 8 lat. W naturze zasiedla dolny i środkowy bieg rzeki Kongo na obszarach DRK i Republiki Konga, a także Basen Malebo (dawniej Stanley Pool).

Cechami wyglądu zewnętrznego ryby, które najbardziej rzucają się w oczy są: duża głowa z mniejszym lub większym na niej guzem/garbem tłuszczowym, duże oczy z tęczówką zabarwioną na turkusowo (względnie zielonkawo), mocne i mięsiste wargi, długa płetwa grzbietowa oraz wydłużone, relatywnie niskie i lekko spłaszczone ciało. Po jego bokach widać niekiedy 4-5 szerokich, pionowych, ciemnych pasów (względnie jasnoszarych). Innym razem można z kolei dostrzec nieregularne, jaśniejsze plamy.

Gatunek monogamiczny, prądolubny (reofilny), terytorialny oraz dość płochliwy i umiarkowanie agresywny. Przejawia aktywność głównie w przydennej strefie zbiornika tym bardziej, im silniejszy jest prąd wody w zbiorniku. Garbacze są do tego niejako zmuszone, gdyż mają silnie zredukowany pęcherz pławny, co jest ewolucyjnym przystosowaniem do silnego nurtu wody. Ciało ryby jest wówczas cięższe co zapobiega unoszeniu go i ewentualnemu porwaniu przez prąd wody. Jednakże konsekwencją takiej budowy anatomicznej organizmu jest specyficzny sposób poruszania się – zwierzęta te wykonują zazwyczaj krótkie, nierówne, aczkolwiek zdecydowane i niewątpliwie mniej lub bardziej nerwowe skoki – susy (szczególnie podczas karmienia). W przeciętnym jednak akwarium, ze standardową filtracją pielęgnice te wielokrotnie zapuszczają się w środkowe warstwy toni (unikając wszakże tej przypowierzchniowej), gdzie pływają w charakterystyczny, opisany wyżej sposób.

Są to ryby wszystkożerne i bardzo żarłoczne. Łapczywie rzucają się na pokarm co widać na jednym z filmików. W ich diecie nie powinno zabraknąć komponenty roślinnej (chętnie jedzą m.in. glony, spirulinę). Jej podstawą są jednak karmy pochodzenia zwierzęcego (mrożone i żywe) oraz suche, markowe granulaty i/lub płatki. Preferują dojrzałe, długo już działające akwaria. W naturze garbacze chętnie zeskrobują tzw. aufwuchs, czyli peryfiton, na który składają się zespoły drobnych organizmów roślinnych (glony, w tym jednokomórkowe okrzemki) i zwierzęcych (wrotki, pierwotniaki, małe skorupiaki), zamieszkujących różnorakie podłoża znajdujące się w wodzie, ale niebędące dnem. Naszych podopiecznych w żadnym wypadku nie wolno przekarmiać, co w perspektywie (raczej bliższej niż dalszej) może skończyć się dla nich chorobą lub nawet śmiercią. Ponadto otłuszczone osobniki nie są skore do rozmnażania się. Dobrą praktyką jest jeden dzień w tygodniu całkowitej głodówki.

Z uwagi na rozmiary ciała dla pary dorosłych ryb należy przeznaczyć co najmniej 180 l zbiornik. Powinien być on wyposażony w rozmaite kryjówki (przewrócone na bok doniczki, ceramiczne rurki, groty skalne, korzenie, kokosy, konstrukcje z kamieni tworzące większe szczeliny itp. Jako podłoża najlepiej jest użyć grubszego piasku. Niektórzy hodowcy układają na dnie sporą jego warstwę (6-7 cm) argumentując to skłonnością omawianych ryb do kopania. Jeśli zdecydujemy się na takie rozwiązanie to konstrukcje skalno-kamienne powinny być bardzo stabilne (np. złączone silikonem), aby nie runąć w momencie ich podkopania i destabilizacji. Rośliny nie są konieczne, ale ze względów dekoracyjnych oraz dobrego wpływu na jakość wody (pochłanianie m.in. związków azotu) warto pokusić się o uprawę gatunków twardolistnych (miękkolistne mogą zostać przez garbacze szybko obskubane, choć mchy pozostają nietknięte). Najlepiej jest sadzić je w pojemnikach, inaczej mogą zostać wykopane. Bezproblemowa za to jest uprawa taksonów pływających (pistia rozetkowa, różdżyca rutewkowa, wgłębka wodna, wąkrota itp.) lub luźno unoszących się w toni wodnej (moczarka, wywłócznik, rogatek, najas itp.). Z moich obserwacji wynika, że młode i dorastające osobniki nie podkopują specjalnie roślin, o ile mają zagwarantowane liczne kryjówki. Zdarza się natomiast, że ryby dorosłe upodobają sobie jakiś egzemplarz rośliny (np. lotos, żabienicę) i permanentnie obrywają pyskami liście.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody przedstawiają się następująco: twardość do 15°n (średnio twarda), odczyn lekko kwaśny do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i temperatura 24-26°C. Niemniej omawiany gatunek odznacza się dużą plastycznością i potrafi doskonale przystosować się do różnorodnych warunków środowiskowych (w tym do znacznie niższej twardości, odczynu i ciepłoty wody) poza oczywiście skrajnymi. Bardzo ważny dla właściwego dobrostanu garbaczy jest stały, zróżnicowany ruch wody w zbiorniku. Oczywiście nie powinno w nim zabraknąć także miejsc spokojniejszych. Oprócz zatem filtra zewnętrznego (wskazane jest zamontowanie deszczownicy) można zastosować także wewnętrzny, np. z głowicą typu powerhead lub kaskadowy, zamontowany na zewnętrznej krawędzi akwarium. W takich warunkach zwykle nie ma problemu z dobrym natlenieniem wody, choć w okresie letnich upałów hodowcy nierzadko uruchamiają dodatkowo napowietrzacz. Filtracja z kolei musi zapewniać przede wszystkim zerowy poziom związków azotu w wodzie. Zaniedbanie powyższych elementów dobrostanu środowiskowego naszych podopiecznych skutkuje ich złym samopoczuciem, zapadaniem na choroby a nierzadko kończy się upadkami. Doświadczeniu akwaryści mogą pokusić się o stworzenie rybom warunków najbardziej zbliżonych do naturalnych poprzez urządzenie akwarium w stylu cieku wodnego. Choć w literaturze nie brakuje ostrzeżeń przed jednorazowo zbyt obfitymi podmianami wody (>25%), to ja jednak nigdy nie zaobserwowałem u swoich ryb negatywnych tego skutków. Niemniej, zupełnie wystarcza im podmiana objętości wody rzędu 15%,  dokonywana raz w tygodniu, a nawet co dwa tygodnie, o ile filtracja działa prawidłowo.

Wystrój zbiornika dla garbaczy hełmiastych

Jako współmieszkańców zbiornika z omawianym gatunkiem unikamy innych przedstawicieli pielęgnicowatych, a także ruchliwych gatunków dennych. Obecność tych ostatnich niepokoi i zaburza dobrostan garbaczy. Za to dobrze koegzystują one z taksonami spełniającymi rolę tzw. dither fish, czyli przejawiającymi odmienne zachowania i biologię oraz zamieszkującymi inne partie toni wodnej w zbiorniku. I tak, z powodzeniem mogą być to afrykańskie świeciki (kongijski, wielkołuski, żółty), a w dużym litrażu także niektóre gatunki zbrojników lub sumokształtne giętkozęby, które z reguły zajmują swoje własne kryjówki. Zadaniem „dither fish” u garbaczy jest przede wszystkim zmniejszenie ich płochliwości, która nasila się zwłaszcza po przeniesieniu w nowe miejsce. Moim zdaniem ryby te są całkiem spokojne jak na pielęgnice. Niemniej, w okresie godowym, dobrane osobniki rodzicielskie powinno się trzymać, moim zdaniem, oddzielnie od pobratymców.  Z chwilą bowiem pojawienia się potomstwa niesnaski i waśnie mogą dość gwałtownie przybierać na sile przechodząc okresami w furię, co niepotrzebnie naraża inne osobniki na stres.

Karmienie garbaczy hełmiastych – pamiętajmy, aby nie przekarmiać ryb

Lamprologus signatus – rozród

Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony. Samiec jest o 1,5-2 cm większy od samicy (dorasta do około 5,5 cm). Na ciele tej ostatniej, w części brzusznej, widnieje pięknie opalizująca (zwłaszcza w świetle słonecznym) żółto-złota, czasami lekko miedziana lub wręcz połyskująca na fioletowo, duża, owalna plama. Z kolei na kremowo-szarym ciele samca znajdują się liczne, ciemnobrązowe, poprzeczne pręgi. Na płetwach nieparzystych zaś naprzemiennie układają się jaśniejsze i ciemniejsze wzorki. U gotowej do tarła samicy ciało wyraźnie ciemnieje. W optymalnych warunkach środowiskowych u obydwu płci, w okolicach oczu i przedniej część tułowia, widać metaliczne, błękitne refleksy.

W środowisku naturalnym L. signatus, jak już wcześniej wspomniano, kopie niewielkie tunele w mulistym dnie. Wejście do takiego tunelu jest w kształcie stożka, a on sam ciągnie się na głębokość ok. 12 cm i ma średnicę 1,5 cm. Tunel samca jest zwykle dłuższy i szerszy. Poza okresem rozrodczym samiec i samica zajmują oddzielnie kryjówki oddalone od siebie nawet do 50 cm. Czasami może się zdarzyć, że na obszarze występowania „signatusów” alternatywą dla mulistych tuneli stają się puste muszle ślimaków, o ile nie są już zajęte przez inne muszlowce.

W warunkach akwariowych tarło następuje wewnątrz kryjówki samicy, ma skryty przebieg i bardzo trudno jest je zaobserwować. Ikrzyca składa w niej zwykle od kilkunastu do niewiele ponad dwudziestu, niekleistych jaj. Po tym akcie opuszcza kryjówkę, a do jej wnętrza szybko wpływa mleczak w celu ich zapłodnienia. Główną opiekę nad rozwijającymi się w jajach zarodkami sprawuje samica, podczas gdy jej partner czuwa na zewnątrz i strzeże terytorium wokół muszli/rurki. Ochroną może być objęta także jego własna, pusta wówczas kryjówka oraz rewir wokół niej. Larwy wylęgają się po ponad 2 dobach, a po kolejnych 5 wylęg pojawia się u wylotu gniazda. Początkowo przebywa w jego sąsiedztwie kryjąc się w zakamarkach dna. Narybek jest bardzo drobny (ok. 2 mm), jasnej barwy z nieco ciemniejszymi upstrzeniami i stosunkowo ruchliwy. Pływa dość nieporadnie, tuż przy dnie (lub nawet lekko dotykając podłoża), co i raz  osiadając to na nim, to na zewnętrznych powierzchniach muszli, rurek lub kamieni. W momencie natomiast zagrożenia charakterystycznie nieruchomieją. Z każdym dniem narybek rozpływa się coraz śmielej, ale przez pierwsze dwa tygodnie raczej nie opuszcza terytorium lęgowego rodziców (promień około kilkunastu cm od kryjówki).

Narybek żeruje bardzo intensywnie wyłapując drobiny pokarmu przy dnie. Obydwoje rodzice troskliwie opiekują się potomstwem, krążąc nerwowo wokół i będąc zawsze gotowymi do jego obrony. Odganianie potencjalnych intruzów z zajętego rewiru odbywa się zdecydowanie i bezkompromisowo. Szczególnie samiec może atakować nawet zanurzoną do wody rurkę odmulacza lub rękę opiekuna. Ryby mogą także (oboje lub jedno z nich) kopać niewielkie wgłębienia w podłożu, do którego co jakiś czas zwabiane jest potomstwo.

Nigdy jednak nie zaobserwowałem, aby dorosłe osobniki kiedykolwiek przenosiły młode (lub ikrę) w pyskach do innej kryjówki lub też wykazywały wobec nich jakąkolwiek agresję. Niemniej u omawianego gatunku takie zachowania (zwłaszcza w obliczu zagrożenia) są znane, obserwowane i opisane w literaturze. Może się także zdarzyć sytuacja podziału miotu pomiędzy rodziców, ale zazwyczaj odbywa się to pokojowo i nie słabnie przy tym instynkt opiekuńczy każdego z nich. Mimo to, trzeba być zawsze przygotowanym na nieprzewidywalne sytuacje, które zwłaszcza w okresie odchowu młodych mogą jak najbardziej mieć miejsce.

Choć, jak wspomniano, przychówek jest drobny to z ochotą pobiera żywe wrotki oraz pylistą karmę suchą (np. dla narybku ryb jajorodnych z dodatkiem tej przeznaczonej dla przedstawicieli jajożyworodnych). Takie żywienie stosujemy przez kilka pierwszych dni, a następnie wprowadzamy larwy solowca (należy pamiętać, aby nie było wśród nich pustych, pozostałych po wylęgu skorupek jajowych, których zjedzenie może prowadzić do zadławień i padnięć wśród narybku) i nicienie „mikro”, naprzemiennie z mrożonkami (moina, bosmina, wrotka) oraz doskonale przepłukanymi i starannie miażdżonymi na szkle rurecznikami (grubsze cząstki wyjadały dorosłe). Przy takim schemacie żywienia młode radzą sobie bardzo dobrze, niemniej ich wzrost jest umiarkowanie szybki i często także nierównomierny.

Czyszcząc odmulaczem dno akwarium, w którym odchowywany jest narybek trzeba bardzo uważać, aby go przypadkiem nie wciągnąć. Lepiej wstrzymać się z tego typu czynnościami na jakiś czas, a w celu dokonania podmiany wody, odsysać ją w bezpiecznym miejscu, np. bliżej powierzchni. W wieku 3-4 tygodni można przenieść je do oddzielnego zbiornika, w którym kontynuowany będzie ich dalszy odchów. Pozwoli to na spokojne dorastanie kolejnych miotów.

Samica z młodziutkim narybkiem

Narybek w wieku pięciu dni

Więcej o opisywanym gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka i Lechosława Łątki pt. „Lamprologus signatus – tanganicki klejnot w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2023, 3 (199), s. 38-50.

Lamprologus signatus – chów

Ta piękna, niewielkich rozmiarów ryba należy do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae). Umownie można ją zaliczyć do tzw. muszlowców fakultatywnych, czyli takich, które do rozrodu nie wymagają bezwzględnej obecności pustych muszli w zbiorniku (w przeciwieństwie do gatunków obligatoryjnych). Zadowalają się bowiem także innymi rodzajami kryjówek, np. wykopanymi lub wydrążonymi w dnie jamkami (np. pod osłoną kamienia), tunelami (podłoże musi zawierać wtedy znaczną komponentę mułu, aby być wystarczająco zbitym, co zapewnia trwałość konstrukcji), bądź też rozmaitymi rurkami – ceramicznymi lub wykonanymi z PCW.

W naturze L. signatus jest gatunkiem endemicznym pochodzącym z jeziora Tanganika. Występuje w określonych jego obszarach. I tak, spotykany jest w Tanzanii, na wschodnim brzegu jeziora, w środkowej jego części (Kasongola, Kekese), w części południowej, na terenie Zambii (Chimba, Munshi) oraz na zachodnim brzegu w DRK (Moba). Ryby bytują w przybrzeżnych strefach jeziora na głębokości od kilku do nawet 50 m, gdzie dno pokryte jest piaskiem, mułem, bądź jednym i drugim, z miejscowo rozrzuconymi skałkami, kamieniami i skupiskami muszli ślimaka Neothauma tanganvicense.

Gatunek mało płochliwy, ale terytorialny – samce są wobec siebie dość agresywne. Także samice często wzajemnie się przeganiają z rewirów zajętych wokół kryjówek. Jeśli zaś chodzi o relacje z innymi gatunkami muszlowców, to moje obserwacje są dwojakie. Raz bowiem para będąca w moim posiadaniu zupełnie nie radziła sobie w towarzystwie dorosłych N. similis i N. brevis. „Signatusy” były przez nie ustawicznie nękane i przeganiane. Doszło nawet do tego, że zaczęły chować się wśród rzadkich kęp roślin podwodnych, bo nie pomagało nawet ukrycie się w muszli. W trosce o życie i zdrowie ryb jedynym wyjściem było ich odłowienie i przeniesienie do innego zbiornika. W nim odżyły już po kilku dniach. Co ciekawe, po około miesiącu do wspomnianego akwarium ogólnego została wpuszczona nowo zakupiona para omawianego gatunku. Ta manifestowała zgoła odmienne zachowania. Przede wszystkim ryby były bardzo żywiołowe i nieprzejednane w obronie zajętego terytorium. Ani na chwilę nie pozwalały na wtargnięcie w jego granice jakiemukolwiek intruzowi (nawet maksymalnie wyrośniętym samcom „similisa”). Każdy był bowiem natychmiast przez nie gorliwie, zaciekle i bezpardonowo atakowany i przeganiany. Generalnie nie powinno się utrzymywać „signatusów” z innymi muszlowcami i najlepiej jest przeznaczyć dla nich akwarium jednogatunkowe. Niemniej nie brakuje zwolenników ich chowu z innymi gatunkami tanganidzkimi, szczególnie otwartej toni, np. z rodzaju Paracyprichromis.

Zazwyczaj, w okresie spoczynku płciowego, samce i samice zajmują oddzielne kryjówki, nierzadko mniej lub bardziej od siebie oddalone. U nas prawie zawsze były nimi puste muszle ślimaków (głównie winniczków), które ryby obierały w obrębie strzeżonych przez siebie terytoriów. Nie zawsze muszle muszą znajdować się w bezpośredniej bliskości – raz obserwowałem sytuację, gdzie zajęte zostały różne muszle leżące po obu stronach sporego, niebyt wysokiego kamienia. Samce częściej, moim zdaniem, przebywają w pobliżu lub w obrębie rewirów samic (niekiedy nawet kilku, np. w chowie haremowym). W tym czasie można zauważyć podziwu godne zachowanie mleczaka, który majestatycznie napina przed samicą swe płetwy przyozdobione pięknymi nań wzorkami. Wygląda to iście imponująco (patrz zdjęcia). Niemniej to do samicy należy główna inicjatywa w zalotach. Dopiero po dobraniu się pary [Panuje dość powszechna opinia, jakoby u L. signatus były one raczej luźno ze sobą związane i niezbyt zażyłe. Jednakże w sytuacji, gdzie tarlaki wykazują podziwu godną zgodność, determinację i odwagę można mieć uzasadnioną co do tego wątpliwość (przynajmniej w niektórych wypadkach)] dana kryjówka może (ale nie musi) być przez dłuższy czas wykorzystywana przez obydwa osobniki, a szczególnie przez ikrzycę. Samiec bowiem rzadko do niej wpływa (jeśli już to okazjonalnie i na chwilę, najczęściej nie cały, lecz np. do połowy ciała), a zazwyczaj tylko „przysiada” u jej wejścia. Ryby mogą też przekopywać piasek w jego pobliżu i częściowo je zasypać (czasami bardzo znacznie), formować wokół małe dołki, kopczyki, podkopywać sąsiadujące kamienie, nieznacznie przesuwać sąsiednie muszle itp. Niepokojone przez współmieszkańców akwarium „signatusy” mogą zmienić kryjówkę na inną, położoną w zupełnie innym miejscu. Czasami zdarza się, że po jakimś czasie ryby powracają do tej zajmowanej uprzednio.

Omawiane ryby zazwyczaj utrzymuje się parami, ale równie dobrze sprawdza się ich chów w haremie (samiec x 2-3 samice), a w dużym zbiorniku także grupowy z przewagą samic, np. 3×6-7. Dla pary wystarcza zbiornik o pojemności około 60 l, przy czym jego wysokość może nie przekraczać 20 cm. Jako podłoża najlepiej użyć drobnego piasku, którego warstwa powinna wynosić 4-6 cm. Elementami wystroju są zwykle kamienie, a jako kryjówki doskonale sprawdzają się puste muszle po ślimakach, głównie winniczkach (w zbiorniku gatunkowym dla pary wystarczają 2-3, a w ogólnym 4-5, zgrupowanych wyspowo, co kilkanaście cm) i/lub wspomnianych we wstępie rurek (średnica 1-2,5 cm i długość od 5 do 15 cm). Te ostatnie dobrze jeśli są z jednej strony zaślepione. W charakterze zaślepki można użyć muszli ślimaka winniczka, którą nakładamy na jeden z końców rurki i uszczelniamy silikonem. Zaleca się, aby rurki umieszczać w podłożu (zwykle do głębokości 2-5 cm), chyba najlepiej pod skosem. Można użyć także wielu innych kryjówek, np. przeznaczonych dla krewetek lub zbrojników (nieduże jaskinie, łączone zestawy rurek, itp.). Choć rośliny są tu niepotrzebne, to naszym zdaniem, warto pokusić się o skromną choćby uprawę wybranych gatunków – ryby ich nie niszczą i nie wykopują z podłoża (chyba, że przypadkiem). W akwariach z L. signatus dobrze rosną przydając jednocześnie walorów dekoracyjnych, m.in. rogatek sztywny (w formie zwartych kęp), nurzaniec z rodzaju Vallisneria oraz przytwierdzone do niektórych kamieni anubiasy. W jednym z moich zbiorników występuje bujna roślinność pływająca w postaci zwojów moczarki argentyńskiej.

Woda powinna być w miarę twarda (do 25°n), o odczynie zasadowym (pH 8,0-9,0) i temperaturze 23-26°C. Wydajna filtracja i jej dobre natlenienie oraz regularne, cotygodniowe podmiany około 10-15% objętości na świeżą, ale odstaną to podstawa zachowania optymalnego dobrostanu ryb. W naturze „signatusy” zjadają przede wszystkim niewielkich rozmiarów skorupiaki (widłonogi) i larwy owadów. Ich żywienie w warunkach akwariowych nie przedstawia większego problemu, ale pokarm musi być dostosowany do wielkości otworu gębowego ryb. Chętnie pobierana jest zarówno markowa karma sucha, zwłaszcza płatkowa o wysokiej zawartości białka, także, choć w mniejszej ilości, wyprodukowana na bazie spiruliny), jak i mrożona oraz żywa (oczlik, rozdrobniony mysis lasonogi, artemia, larwy owadów, okazjonalnie siekany rurecznik). Ryb w żadnym wypadku nie wolno przekarmiać, a zadana porcja powinna być zjadana w ciągu 1-2 minut.

Para z narybkiem w muszli. Wzmożoną nerwowość wykazuje tu szczególnie samiec.

Prętnik karłowaty (Trichogaster lalius) c.d.

O tej pięknej rybie z rodziny guramiowatych (Osphronemidae) pisałem już wcześniej na blogu. Teraz chciałem pokazać na zdjęciach piękno barw, przede wszystkim samców oraz podzielić się z Państwem najważniejszymi spostrzeżeniami hodowlanymi.

Usposobienie prętnika karłowatego jest zwykle towarzyskie i łagodne wobec innych mieszkańców akwarium, choć w okresie okołotarłowym może się to zmienić (samiec staje się wówczas terytorialny i atakuje zbliżających się do gniazda intruzów).

Prętniki karłowate to generalnie ryby mało wymagające, ale preferujące „dojrzałe” akwaria, wypełnione tzw. starą wodą.

Prętniki są niewybredne pod względem rodzaju podawanego im pokarmu i do tego bardzo żarłoczne. Zadowalają się praktycznie każdym jego rodzajem (wszystkożerność), byle był on dostosowany do niedużego otwory gębowego

U prętników dobre wyniki hodowlane daje oddzielenie samca od samicy na 7–10 dni. Najważniejsze jest jednak to, aby obydwa tarlaki były w pełni wyrośnięte i dojrzałe rozpłodowo (następuje to w wieku 7-8 miesiąca życia). Dobrze odżywione tarlaki, w odpowiednich warunkach środowiskowych podchodzą do tarła bardzo ochoczo i często bez specjalnego przygotowania (obniżka słupa wody, dolewka chłodniejszej i miękkiej, a następnie podniesienie jej temperatury).

Ikra prętników zawiera mikro kropelki tłuszczu dzięki, którym jest lżejsza od wody i sama wypływa na jej powierzchnię. Narybek jest bardzo drobny i w przeciwieństwie do osobników dorosłych dość wybredny pod względem zadawanej karmy. Pierwszym i zdecydowanie najlepszym dla niego pokarmem są pierwotniaki, wyhodowane na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych oraz żywe wrotki (do kupienia w zgrzewanych torebkach).

Więcej o chowie i rozrodzie prętnika karłowatego pisałem tu:

Prętnik karłowaty (Trichogaster lalius) – chów i rozmnażanie

A tutaj dodatkowy wpis o rozmnażaniu omawianego gatunku:

Prętnik karłowaty. Rozród c.d.

Zagrzebka Rachowa (Nothobranchius rachovii) – chów i rozród

Ta niezwykle piękna, niewielka ryba (dorasta do około 5 cm) jest o wiele rzadziej spotykana w akwariach niż zagrzebka afrykańska (Günthera) (Nothobranchius guentheri). Samiec jest większy i diametralnie jaskrawiej ubarwiony – wręcz emanuje kolorami (barwy mogą się różnić w zależności od miejsca pochodzenia). W naturze gatunek ten zasiedla dolny bieg rzeki Pungwe (okolice miasta Beira) – stąd pochodzi najbardziej popularna w akwarystyce forma oraz dorzecze Zambezi na terenie Mozambiku. Są to obszary astatyczne, zalewowe, bagienne, o zmiennym poziomie wody, zazwyczaj okresowo wysychające. W odpowiednich warunkach zagrzebki mogą dożyć w akwarium do niewiele ponad roku. Drugi człon nazwy gatunku został nadany na cześć Artura Rachowa (1884-1960), niemieckiego akwarysty i ichtiologa. W języku angielskim jego nazwa brzmi: Bluefin notho. W handlu pojawia się także forma albinotyczna. Przez pewien czas była też odmiana czarna, ale od 2010 r. naukowcy doszli do wniosku, że jest to inny gatunek – N. pienaari.

Warto wspomnieć jak na skomplikowanej drodze ewolucji omawiany gatunek doskonale przystosował się do niesprzyjających warunków środowiskowych (okresowe susze). Niestety ceną za to było znaczne skrócenie długości życia ryb (w naturze to kilka tygodni do góra 3-5 miesięcy). A życie ich wyznacza jeden nadrzędny cel – zdeponowanie na zewnątrz możliwie jak największej liczby gamet (jaj i plemników), które mają szansę na połączenie się. Im bardziej liczne będzie bowiem potomstwo, tym większa gwarancja na przetrwanie gatunku jako takiego. Wszystko bowiem wplecione jest tu w odwieczny rytm zmiennych okresów pogodowych w ciągu roku. Mianowicie w porze deszczowej tarlaki odbywają intensywne tarło niemal codziennie, a jaja są zagrzebywane w mule dennym (brak jakiejkolwiek opieki ze strony rodziców). Ten osobliwy wyścig z czasem trwa do ostatnich chwil życia ryb, czyli do momentu, gdy woda w danym zbiorniku nie wyschnie całkowicie. Wówczas giną wszystkie osobniki dorosłe, natomiast zarodki w jajach zdeponowanych w podłożu rozwijają się dalej bez przeszkód (warstwa osadów dennych dobrze chroni je przed palącym słońcem).

Taka strategia rozrodcza możliwa jest dzięki zjawisku zwanemu diapauzą. Jest to przerwa (zawieszenie) w rozwoju zarodka (anabioza), czyli stan okresowego wstrzymania jego funkcji życiowych (przemiany materii) do niezbędnego minimum. Co ciekawe, diapauzy są zazwyczaj dwie. Pierwsza pojawia się wtedy, gdy woda całkowicie wyparuje, a podłoże ma postać mulistego, pozbawionego tlenu błota. Rozwój zarodków zostaje wtedy po raz pierwszy zahamowany (na etapie gastrulacji), zwykle na kilka miesięcy. Dalszy rozwój zarodka następuje po dalszym wyschnięciu podłoża i powstania w nim rozstępów, dzięki którym do głębszych warstw zaczyna docierać powietrze atmosferyczne z życiodajnym tlenem.

Druga diapauza rozpoczyna się, gdy faza rozwoju embrionalnego jest już prawie ukończona. W naturze może ona trwać w naturze nawet ponad pół roku. Przerywają ją dopiero pierwsze opady deszczu, czyli miękka, pozbawiona zanieczyszczeń, natleniona i chłodniejsza woda. W podłożu zwiększa się wówczas nagromadzenie dwutlenku węgla. Wkrótce ze złożonych jaj zaczynają masowo wylęgać się larwy, a wraz z nimi – cała masa najróżniejszych mikroorganizmów, służących narybkowi za pierwszy pokarm. Zwykle jednak nie ze wszystkich jaj od razu wylęgają się larwy – część z nich wydostaje się z osłonek jajowych dopiero podczas drugiego lub kolejnego opadu deszczu. To przystosowanie zabezpiecza z kolei nowe pokolenie (i gatunek jako taki) przed całkowitą zagładą w przypadku nagłego powrotu suszy lub zbyt skąpych opadów, które uniemożliwiłyby potomstwu normalny rozwój i zdobywanie pokarmu. Gdy jednak wszystko układa się pomyślnie (brak anomalii pogodowych), następuje wspomniany już swoisty wyścig ryb z czasem. Narybek wyjątkowo szybko podejmuje żerowanie i dobrze odżywiony rośnie niemal „w oczach” (przemiana materii u gatunków sezonowych przebiega bardzo szybko). Według wielu autorów młode osobniki są zdolne do rozrodu już po około 4 tygodniach i wycierają się w akwariach niemal codziennie (tzw. ciągły cykl rozrodczy).

Z moich obserwacji wynika jednak, że ryby te, aby rzeczywiście w pełni nadawały się do rozrodu potrzebują co najmniej 2 miesięcy życia, a bywa że i dłużej. Wszystko bowiem zależy od materiału hodowlanego, którym dysponujemy oraz od warunków środowiskowych, a zwłaszcza temperatury wody i odpowiedniego żywienia. Osobniki rozmnażane dziś komercyjnie są niejednokrotnie nienajlepszej jakości hodowlanej, zwłaszcza samice (przygarbione, niewyrośnięte, cherlawe). Także z codziennym odbywaniem tarła przez zagrzebki może wcale nie być tak, jak to się powszechnie uważa i pisze. Zaobserwowałem, że mają one dłuższe lub krótsze okresy wyciszenia płciowego. Szczególnie samice, w jajnikach których komórki jajowe na skutek różnych czynników (zależnych lub niezależnych od hodowcy) nie dojrzewają tak szybko lub też dojrzewają, ale jest ich niewiele. W Internecie, podobnie jak w przypadku wielu innych karpieńcowatych można kupić także zapłodnioną ikrę do samodzielnego wylęgania.

W przypadku zagrzebki Rachowa substrat z ikrą można po raz pierwszy zalać po pełnych 3 miesiącach leżakowania. Wówczas jednak nie wszystkie larwy mogą opuścić osłonki jajowe i konieczne jest dalsze leżakowanie substratu (oczywiście po oddzieleniu narybku) i odsączeniu nadmiaru wody. Ponowne zalanie można poczynić po kolejnych 1-1,5 miesiąca. Niektórzy hodowcy rozpoznają moment, w którym należy zalać ikrę po wyraźnym rysunku oczu (ze srebrną obwódką) zarodków w jajach. Wylęg larw następuje zwykle po kilku godzinach, choć lepiej jest odczekać 1-2 dni.

Warunki chowu są podobne jak u zagrzebki afrykańskiej (Notobranchius guentheri):

Zagrzebka afrykańska (Notobranchius guentheri). Chów

oraz zagrzebca długopłetwego (Pterolebias longipinnis):

Zagrzebiec długopłetwy (Pterolebias longipinnis). Chów
Zasady rozmnażania są również takie same jak u wspomnianych dwóch gatunków – zagrzebki afrykańskiej oraz zagrzebca długopłetwego:

Zagrzebiec długopłetwy (Pterolebias longipinnis). Rozród

Bojownik bezbronny (Betta imbellis). Chów i rozród

Ta niezwykle piękna ryba jest blisko spokrewniona z bojownikiem wspaniałym zwanym też syjamskim (Betta splendens, ang. Siamese fighting fish) i należy oczywiście do rodziny guramiowatych (Osphromenoidae). Obydwa gatunki mają identyczny wręcz behawioryzm godowy, ale różni je zachowanie w okresie spoczynku płciowego, temperament oraz wygląd zewnętrzny. Bojownik bezbronny zwany jest także karłowatym, spokojnym lub niebieskim. Nazwa omawianego gatunku w języku angielskim to: Peaceful Betta, Crescent Betta. Jego ojczyzną jest Malezja – pierwotnie okolice Kuala Lumpur (zwykle płytkie, szybko nagrzewające się, mętne i ubogie w tlen zamulone i błotniste rozlewiska, pola ryżowe, rowy melioracyjne, bagna, mokradła, stawy i cieki o leniwym nurcie itp.). Gatunek ten rozprzestrzenił się jednak na inne rejony Azji i można go spotkać m.in. w Singapurze, południowych rejonach Tajlandii, na Sumatrze. Bywa znajdowany także w przybrzeżnych wodach słonawych. W akwarium dorasta do około 4,5 cm i ma o wiele krótsze płetwy niż bojownik wspaniały (zwłaszcza płetwa ogonowa jest charakterystycznie łagodnie, półkoliście zaokrąglona). W niewoli, prawidłowo pielęgnowany, dożywa 3-4 lat.

U omawianego gatunku behawior poza godowy, w okresie spoczynku płciowego, jest w powszechnej opinii odmienny od reprezentowanego przez bojownika syjamskiego. Czy jednak aż tak bardzo zachowania obydwu taksonów różnią się od siebie? Przede wszystkim bojowniki bezbronne można utrzymywać w jednym zbiorniku nie dość, że w grupach, to jeszcze w konfiguracji obupłciowej. Samce mogą co prawda być wobec siebie okazjonalnie szorstkie, ale ewentualne niesnaski między nimi nie są nasilone (lub raczej, nie przybierają zbytnio na sile), absolutnie bezkrwawe i nie zagrażają ich zdrowiu ani życiu, o ile (to ważne!) zbiornik jest odpowiedniej wielkości i prawidłowo urządzony (samice mogą się jedynie przeganiać lub rzadziej, całkowicie ignorować). W innym wypadku prześladowany osobnik może nie wytrzymać ciągłej presji i zakończyć swój żywot. Także sytuacja, gdy w akwarium mamy dwa samce i jedną samicę nie wróży spokoju – wówczas terytorializm i walki są nieuniknione między rywalami, a słabszy osobnik jest gnębiony przy każdej okazji.

Behawior godowy jest natomiast bardzo podobny u obydwu wspomnianych gatunków. Mleczak umieszczony ze zbyt młodą lub niegotową do tarła ikrzycą w małym, słabo obsadzonym roślinami zbiorniku może łatwo zagonić ją na śmierć. Obserwowałem także agresję samca wobec partnerki, z którą właśnie odbył tarło, bądź też usiłował ją zagonić pod pieniste gniazdo jeszcze w trakcie jego budowy. A zatem, polemizowałbym tutaj dość mocno z tezą stawianą przez wielu autorów jakoby omawiany gatunek jest do tego stopnia łagodny, że aż bezbronny, a agresja u niego jest szczątkowa i niemal nie występuje. Moim zdaniem, owszem jest ona znacznie mniej nasilona niż u bojownika wspaniałego, ale jednak w określonych sytuacjach może przybrać ba sile. Jej ewentualne negatywne skutki zależą natomiast w dużej mierze od warunków środowiskowych w jakich utrzymywane są ryby. Powyższe przykłady to dowód na agresję wewnątrzgatunkową, a jakie jest zachowanie bojoników bezbronnych wobec innych taksonów w tym samym akwarium? Otóż, nigdy nie zaobserwowałem, aby kiedykolwiek zaatakowały one przedstawiciela innego gatunku [w tym bardzo małego (razbory z rodzaju Boraras czy podrośnięty narybek głowaczyka barwnego] i to nawet w okresie okołotarłowym (tu jednak ciężko to potwierdzić na 100%, gdyż inne ryby i tak trzymały się z daleka od godującej pary i ich gniazda). Mimo to uważam, że tytułowy bohater raczej nie nadaje się do utrzymywania w zbiorniku towarzyskim. Bojowniki będą w nim tylko wegetowały, a ich naturalny behawior będzie tłumiony i mocno zaburzony. Można jednak bardzo starannie dobrać obsadę akwarium, która będzie gwarantowała dobre samopoczucie wszystkich współmieszkańców. W charakterze ryb towarzyszących zalecałbym tu przede wszystkim niewielkie gatunki azjatyckie, jak małe razbory, bocje, brzanki i dania, piskorki, cierniooczki, kardynałki chińskie, przeźroczki indyjskie, jak również przedstawicieli innych biotopów, np. stadne kąsaczowate, zbrojniki itp.

Dla kilku osobników omawianego gatunku wystarcza około 60 l zbiornik, najlepiej długi i niski. Preferowane jest przytłumione światło, stąd nie może zabraknąć licznej roślinności pływającej (najlepsze, moim zdaniem to: pistia rozetkowa, różdżyca rutewkowa, limnobium gąbczaste). Należy uważać jednak na ekspansywny rozrost tych ostatnich – trzeba regularnie ograniczać ich ilość, bowiem bojowniki oddychają (za pomocą narządu błędnikowego, czyli labiryntu) powietrzem atmosferycznym i muszą mieć stale nieskrępowany dostęp do powierzchni wody. Ponadto zbiornik powinien być dobrze zarośnięty gatunkami podwodnymi. Z elementów dekoracyjnych możemy wykorzystać: zatopione liście (bukowe, dębowe, migdałecznika), gałęzie i korzenie, łupiny kokosu, lignity, bambusowe łodygi itp. Oczywiście akwarium powinno być szczelnie przykryte jako że ryby te są dość skoczne oraz ze względu na fakt, iż powietrze nad wodą powinno być ogrzane i tworzyć specyficzny mikroklimat (różnica między temperaturą wody i powietrza nad nią nie może być większa niż 2-3°C). W przeciwnym razie grozi to przeziębieniem błędnika, co zwłaszcza u młodych osobników prawie zawsze kończy się śmiercią.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość ogólna do 12°n (średnio twarda), odczyn lekko kwaśny do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i temperatura około 25°C. Niemniej do chowu wystarcza zwykła woda wodociągowa, jej odczyn z powodzeniem może być nawet zdecydowanie kwaśny (pH 5,5-6), a ciepłota wahać się od 21-26°C. Ponadto woda powinna być filtrowana (wystarcza tu spokojnie działający gąbkowy filtr wewnętrzny), regularnie podmieniana (15-20%/tydzień) i znajdować się co najwyżej w lekkim, subtelnym ruchu. Jako podłoża używamy najlepiej drobnego żwirku o ciemnym odcieniu. Bojowniki z rodzaju Betta bardzo dobrze czują się także w paludariach, w których rośliny nabrzeżne uprawiane są np. w systemie hydroponicznym. Żywienie bojowników jest bezproblemowe. Trzeba tylko pamiętać, że są to generalnie mięsożerni  drapieżcy, stąd podstawą ich diety powinna być karma pochodzenia zwierzęcego, mrożona lub żywa. Pokarmy zaś suche muszą mieć wysoką zawartością białka.

Dymorfizm płciowy jest dobrze zaznaczony. Samiec jest nieco większy, znacznie barwniejszy i ma dłuższe płetwy nieparzyste. U dorosłej, o wiele skromniej ubarwionej ikrzycy (brązowo-szara) widać czasami dwie podłużne, ciemne pręgi po bokach ciała. Choć mleczaki z różnym rejonów geograficznego występowania mogą się nieco różnić kolorystyką to generalnie w okresie godowym barwami dominującymi są u nich niebiesko-granatowa (lśniąca, niekiedy z zielonkawym połyskiem) oraz czerwono-bordowa (rysunki na płetwach ogonowej, odbytowej oraz brzusznych). W tym czasie również samica przybiera szatę godową, choć oczywiście nie tak efektowną jak u samca (niemniej czasami zdarzają się wyjątki). W czasie spoczynku płciowego ubarwienie omawianych ryb mocno blednie. Ta cecha także odróżnia je od bojownika wspaniałego, którego jaskrawe barwy nie zależą (lub zależą w małym stopniu) od okresu godowego.

Tarło i technika jego przeprowadzania są takie same jak u Betta splendens, o czym można przeczytać w poniższym wpisie. Bojownik bezbronny jest jednak mniej płodny – z jednego tarła uzyskuje się zwykle kilkadziesiąt do stu kilkudziesięciu jaj, choć bywa, że zaledwie 30-40.

Bojownik wspaniały (Betta splendens). Rozród

Bystrzyk pięknopłetwy (Hyphessobrycon pulchripinnis) – chów i rozród

Ta niewielka (dorasta do około 4 cm) rybka należąca do rodziny kąsaczowatych (Characidae) zwana jest także bystrzykiem cytrynowym, tetrą cytrynową lub po prostu cytrynką. Jej nazwa w jęz. angielskim brzmi zaś: Lemon Tetra. Najbardziej prawdopodobną (bo wciąż toczy się dyskusja w tej sprawie), pierwotną ojczyzną gatunku jest dolne dorzecze Amazonki, w tym dopływy Rio Curua do Sol, a także dolne i środkowe dorzecze Rio Tapajos. U bystrzyka pięknopłetwego nie tylko płetwy są atrakcyjnie, kontrastowo ubarwione (żółte i czarne rysunki), ale uwagę zwraca także rubinowo-czerwona (względnie pomarańczowo-czerwona) górna połowa tęczówki oka (pięknie opalizuje w świetle słonecznym). Miejscami półprzezroczyste ciało ryby jest bocznie spłaszczone i umiarkowanie krępe. Wyhodowano również odmianę albinotyczną. Czasami w handlu pojawia się także forma pomarańczowo-czerwona. Tu jednak nie można z całą pewnością stwierdzić, że jest to ten sam gatunek.

Cytrynki to ryby stadne, stąd powinno się utrzymywać je w grupie złożonej z co najmniej 6, a najlepiej kilkunastu osobników. Im będzie ich więcej, tym lepsze będzie samopoczucie i dobrostan ryb i mniejsza ich płochliwość. Są umiarkowanie ruchliwe (często „zawisają” w toni lub wśród roślinności dryfując i strzygąc od czasu do czasu płetwami) i mają łagodne, towarzyskie i spokojne usposobienie. Dlatego też doskonale nadają się do zbiornika zespołowego. Nigdy nie zauważyłem, aby kiedykolwiek atakowały, np. współmieszkańców o wydłużonych płetwach lub podgryzały miękkie, młode części roślin, jak sugerują niektórzy autorzy. Samce mogą oczywiście ze sobą konkurować o względy samic i miejsce w hierarchii grupy – prezentują wówczas pozy grożące, napinają płetwy i charakterystycznie uderzają (biją) w siebie z impetem. Niesnaski owe nie są jednak groźne dla zdrowia ryb, a tym bardziej życia. W większym stadzie bystrzyki uchodzą za prawdziwą ozdobą zbiornika, w którym zajmują głównie strefę środkową i przydenną. Znakomicie koegzystują ze skalarami, paletkami, małymi pielęgniczkami z AP i innymi kąsaczowatymi, zbrojnikami, kiryskami, drobnoustkami, piskorkami oraz wieloma innymi, spokojnymi gatunkami.

Bystrzyk pięknopłetwy to gatunek bardzo plastyczny pod względem zdolności przystosowawczych do zmiennych parametrów fizyko-chemicznych wody. Do chowu w zupełności wystarcza tu zwykła, wodociągowa (odstana), o twardość ogólnej do 18°n, odczynie kwaśnym do umiarkowanie zasadowego (pH 5,5-8,0) i temperaturze 23-25°C. Zbyt wysoka ciepłota wody utrzymywana przez długi czas skraca rybom życie, wydelikaca je i nie sprzyja ich ewentualnemu rozmnażaniu w przyszłości. Z drugiej jednak strony w chłodnej wodzie ubarwienie cytrynek blednie, a one same stają się mało ruchliwe, wręcz osowiałe. Podobne zachowanie obserwowałem u osobników przetrzymywanych w zbyt małym akwarium. W takich warunkach ryby zupełnie nie tworzą stada, a częściej przebywają w rozproszeniu, nierzadko pojedynczo.

Wystrój zbiornika jest bardzo ważny, gdyż od niego zależy prawidłowy behawior omawianych ryb. Przede wszystkim powinien być on dobrze zarośnięty różnorodną roślinnością, ale z pozostawieniem sporo wolnej przestrzeni do swobodnego pływania. Bystrzyki bardzo lubią miejsca ustronne, nieco przysłonięte, np. przez korzenie, zatopione gałęzie, łupiny kokosu, liście itp. Lustro wody powinno być częściowo przykryte przez roślinność pływającą, która tonowałaby zbyt silne oświetlenie. Barwy ryb podkreśla także ciemne podłoże – najlepiej drobny żwirek. Dla kilkunastu osobników trzeba przeznaczyć akwarium o pojemności co najmniej 80 l. Cytrynki są wszystkożerne a pokarm musi być jedynie dostosowany do wielkości ich otworu gębowego. U mnie ze szczególną ochotą pobierały zawsze drobny, markowy granulat dla ryb żyworodnych, kawałkowane rureczniki oraz zooplankton.

Dymorfizm płciowy jest dość słabo zaznaczony, a płeć najpewniej można ustalić u osobników dorosłych. Samiec jest nieco jaskrawiej ubarwiony i smuklejszy (przez co wydaje się też mniejszy). W oczy rzuca się zwłaszcza intensywniejszy, żółto-czarny kontrast na płetwach grzbietowej i odbytowej. W praktyce, przy odróżnianiu płci należy zwracać uwagę przede wszystkim na krawędź płetwy odbytowej, która u samca jest grubsza i intensywniej czarna, a przez to bardziej widoczna. Niemniej u cytrynek panuje określona hierarchia w stadzie i podległy samiec może w obecności dominanta prezentować ubarwienie typowe dla samicy. Dojrzała do rozrodu ikrzyca ma zdecydowanie bardziej wypukłą partię brzuszną.

Jako typowe kąsaczowate bystrzyki pięknopłetwe zupełnie nie opiekują się ikrą, którą w czasie tarła rozrzucają bezładnie wśród miękkolistnych roślin (gatunek fitofilny). Chętnie przy tym ją zjadają. Do spontanicznego tarła może dochodzić także w akwarium ogólnym, o ile nie jest ono przerybione i ma bogatą szatę roślinną. W tym czasie dominujący samiec jest najintensywniej ubarwiony. Może on także przejawiać zachowania terytorialne, dopuszczając na swój rewir dojrzałe do rozrodu samice. Częściej jednak ryby po prostu trą się w jakimkolwiek miejscu, które uznają za odpowiednie. Nie zaobserwowałem natomiast, aby tworzyły się jakieś bardziej sympatyzujące ze sobą pary, jak ma to miejsce u niektórych innych gatunków z tej rodziny, np. u zwinnika jarzeńca (Hemigrammus erythrozonus). Oczywiście, jeśli w zbiorniku będzie tylko pięć bystrzyków, w tym trzy samice, to może się zdarzyć, że dominant będzie preferował którąś bardziej niż inne. Jeśli bystrzyki są same w większym, obficie zarośniętym zbiorniku to niekiedy udaje się samoistny wychów kilku osobników młodocianych. Nie zdarza się to jednak często, gdyż mało kto utrzymuje cytrynki w akwarium gatunkowym i to jeszcze odpowiednio urządzonym. Osobiście bardzo do tego zachęcam, gdyż wówczas będziemy mogli obserwować prawdziwy behawior omawianych ryb.

Raczej nie polecam rozdzielania osobników rodzicielskich przed tarłem na 7-10 dni, jak to się niekiedy praktykuje u innych gatunków. Po osiągnięciu dojrzałości płciowej bystrzyki pięknopłetwe są bowiem w stałej praktycznie gotowości do rozrodu. Oczywiście tylko wówczas, gdy utrzymywane są w optymalnych warunkach środowiskowych, obejmujących także urozmaicone żywienie, zwłaszcza żywym pokarmem. Wówczas dojrzały mleczak może trzeć się z dojrzałą w danym momencie samicą okresowo nawet codziennie (wtedy jednak znacząco spada procent zapłodnionych jaj). Co ciekawe, zbadano, że samica może owulować co 4 dni i że średnio potrzeba 23 pojedynczych aktów płciowych, aby pozbyła się ona zapasu dojrzałej ikry. Niemniej w przeciętnym akwarium cytrynki mają dłuższe lub krótsze okresy wyciszenia płciowego. Obserwowałem także zbiorniki, w których ryby w ogóle nie podejmowały godów, nawet mimo wydawałoby się sprzyjających ku temu warunków. Przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele. Jedno jednak jest pewne, że najlepsze osobniki rodzicielskie to ryby wychowane przez nas samych lub zaprzyjaźnionego hodowcę amatora i od małego utrzymywane w chłodniejszej wodzie (19-23°C). Co prawda ryby są wtedy gorzej ubarwione, a nierzadko mniej ruchliwe, ale znacznie chętniej podchodzą potem do tarła w odpowiednich rzecz jasna warunkach środowiskowych.

Tarło najlepiej jest przeprowadzić w oddzielnym zbiorniku hodowlanym o pojemności 15-20 l, z rusztem ikrowym na dnie (lub warstwą szklanych kulek, a nawet sztucznej trawy) i rozłożonymi na nim kępami uprzednio odkażonych (najlepiej pochodzących ze zbiornika, w którym nie ma żadnych zwierząt) miękkolistnych roślin (idealne do tego celu są wszelkie mchy), bądź kłęby włóczki, przędzy. Także powierzchnia wody powinna być co najmniej w połowie przysłonięta przez roślinność pływającą (paprocie, limnobium, luźno unoszący się w toni rogatek lub wywłócznik). Woda powinna być w miarę miękka (do 6°n), lekko kwaśna (pH 6,2-6,5), odstana i idealnie przezroczysta, o temperaturze 26-27°C. Wystarcza mały filtr gąbkowy bez obudowy lub napędzany brzęczykiem, bądź tylko drewniana (lipowa) kostka napowietrzająca, dająca bardzo drobne bąbelki powietrza. Dobrze odkarmiona samica może złożyć ponad 200 jaj, choć zwykle jest ich kilkadziesiąt do co najwyżej stu kilkudziesięciu.

Tarło można przeprowadzać parami, haremowo (samiec x 2-4 samic) lub w grupach z przewagą samic. Do zbiornika hodowlanego tarlaki wpuszczamy późnym popołudniem. Tarło następuje zwykle już następnego dnia, rankiem zaraz po wschodzie słońca. Nie wszystkie jednak samice nadają się do tarła z uwagi na często występujące u nich zapieczenie ikry w jajnikach. Do tego niekorzystnego stanu dochodzi u omawianego gatunku wcale nierzadko (obserwacje własne). Wówczas ryba nie jest w stanie uwolnić do środowiska zewnętrznego jaj lub też składa niewielką ich liczbę. Do powyższej patologii doprowadza, m.in. zbyt długie rozdzielanie tarlaków przed tarłem (jeśli już, to moim zdaniem nie powinno ono trwać dłużej niż 4-5 dni). Osobiście nigdy nie obserwowałem u cytrynek samoistnego zrzucania ikry, stąd tendencja do jej „zapiekania się”, być może z tego właśnie powodu jest u nich częstsza.

Zarodki w jajach a także wylęg są wrażliwe na światło, stąd po tarle zbiornik hodowlany należy zaciemnić (niektórzy hodowcy robią to już na krótko przed tarłem lub na samym jego początku). Larwy wylęgają się po 24-36 godzinach i po kolejnych 5 dobach wylęg zaczyna pływać. Najlepszym pierwszym pokarmem dla narybku jest tzw. pył, czyli larwy oczlików, wrotki i pierwotniaki (wyhodowane wcześniej na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych). Naprzemiennie z pokarmem żywym można (od samego początku) podawać także karmę mrożoną (moina, wrotka, bosmina, potem oczlik) oraz suchą – markowe prestartery dla narybku ryb jajorodnych (np. typu fluid lub pyliste). Starszy narybek (8-10 dni) przyjmuje już najdrobniejsze larwy solowca, nicienie mikro. Trzytygodniowy zaś – starannie miażdżone i doskonale wcześniej przepłukane rureczniki, drobniutki zooplankton itp. Po miesiącu młode powinny mierzyć około 1 cm. Przez cały czas odchowu potomstwa konieczne jest dbanie o dobrą jakość wody. Przede wszystkim chodzi tu o regularne jej podmiany połączone z każdorazowym oczyszczaniem dna z wszelkich resztek organicznych. Do zbiornika z podrośniętym narybkiem dobrze jest też wpuścić kilka małych (około 1 cm) zbrojników lub ślimaków, które znakomicie pomogą nam w tym zadaniu. W miarę wzrostu, który jest nierównomierny, osobniki młodociane należy segregować pod względem wielkości (osobiście nie obserwowałem aktów kanibalizmu, ale … ) i przekładać do większych zbiorników odchowalni.

Więcej na temat omówionego gatunku można przeczytać w artykule Huberta Zientka pt. „Bystrzyk pięknopłetwy (Hyphessobrycon pulchripinnis) – chów i rozród w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2022, 2 (192), s. 20-29.

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. II. Rozród

Do przeprowadzenia tarła wystarcza zbiornik o pojemności 30-40 l. Napełniamy go odstaną wodą wodociągową (względnie przegotowaną) do wysokości 15-20 cm. Na przystąpienie tarlaków do rozrodu stymulująco działa już samo ich odosobnienie oraz świeża woda, często nawet bez podwyższania jej temperatury (optymalnie powinna ona wynosić 25-27°C). Samica musi mieć zapewnione jakieś kryjówki w postaci kępy roślin, korzenia itp., a w razie ataku ze strony samca i realnego zagrożenia jej zdrowia i życia – być czym prędzej odłowiona ze zbiornika tarliskowego.

Więcej o wielkopłetwach pisałem wcześniej tu:

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. I. Chów
Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis). O chowie i rozrodzie c.d.
Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti)
Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis). Rozród
Macropodus opercularis odmiana czerwona

Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda) po raz kolejny :)

Nie wiem czemu, ale jako miłośnik akwarystyki wciąż wracam do tego pięknego i jakże ciekawego gatunku z rodziny śpioszkowatych (eleotrowatych) (Eleotridae), którego ojczyzną są wody Papui – Nowej Gwinei. Moje głowaczki raz za razem odbywają tarła w niewielkich zbiornikach o pojemności około 20 l. Utrzymywane są systemem zarówno haremowym (samiec na 2-3 samice), jak i w grupach z przewagą samic. Woda nie jest jakoś specjalnie preparowana, ale do odstanej kranówki starałem się zawsze dolewać przynajmniej 40-50% wody z filtra RO. Przeciętnie z jednego tarła uzyskuję kilkadziesiąt larw (raczej nie więcej niż 50), ale raz udało mi się odchować około setki młodych. W niniejszym wpisie zamieszczam głównie zdjęcia z różnych okresów życia tych kolorowych, nietuzinkowych, niewielkich rybek.

Moim zdaniem głowaczyki barwne najlepiej jest utrzymywać w zbiorniku jednogatunkowym. Wówczas będziemy mogli obserwować pełną gamę ich ciekawych zachowań, zwłaszcza w okresie godowym. Dorosłe samce okazjonalnie walczą między sobą, stąd w akwarium nie może zabraknąć roślinności i różnorodnych kryjówek. Walki te nie prowadzą jednak do okaleczenia lub co gorsza śmierci słabszego osobnika. Narybek doskonale zaś współżyje z małymi gatunkami krewetek.

W mojej hodowli w temperaturze wody około 25°C larwy wylęgają się po około tygodniu, a po dalszych 3–4 dniach wylęg zaczyna pływać i żerować. Drobniutki, ale dobrze widoczny narybek nie chowa się w zakamarkach, lecz jest ruchliwy i cały czas pływa w dolnej połowie zbiornika. Aktywnie też żeruje.

Najlepszym pierwszym pokarmem dla narybku jest tzw. pył, czyli pierwotniaki, larwy oczlików oraz wrotki. Te ostatnie można kupić w dobrych zoologach w zgrzewanych torebkach i stosować przez kilka dni nawet jako monodietę. Zwykle po tygodniu (niektórzy hodowcy już od 3-4. dnia) możemy podawać najdrobniejsze larwy solowca, nicienie „mikro” i bananowe oraz rozdrobnioną, markową karmę suchą dla narybku ryb ikrowych – pylistą lub typu fluid.

Narybek głowaczyka rośnie umiarkowanie szybko. Służą mu dobre żywienie i częste podmiany wody na świeżą, odstaną, połączone z usuwaniem wszelkich resztek organicznych z dna. Nieodzowne jest także zapewnienie rybkom optymalnego dobrostanu, stąd w zbiorniku powinna znajdować się liczna roślinność, korzenie, kryjówki itp.

Więcej o głowaczyku barwnym można dowiedzieć się z poniższego wpisu i z zawartych w nim innych linków odsyłających do moich wcześniejszych opracowań na temat tego urokliwego gatunku:

Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda) raz jeszcze

Poniżej znajduje się link do filmu na moim kanale YouTube, gdzie widać zaciekłą walkę samców:

Wielkopłetw wspaniały (Macropodus opercularis) i nie tylko, cz. I. Chów

Ten zasłużony weteran akwarystyki znany jest w naszym pięknym hobby już od ponad 150 lat. Po raz pierwszy ryby te sprowadzono do Europy (Paryż) w 1869 r., gdzie zostały rozmnożone przez francuskiego ichtiologa Pierre’a Carbonnier’a (1828-1883). Na ziemiach polskich zaś wielkopłetwy pojawiły się w latach 70. XIX wieku. Od końca lat 80-tych ubiegłego stulecia nastąpił mniejszy lub większy zmierzch popularności gatunku, niemniej nigdy nie został on zapomniany, ani też nie zniknął na dobre z akwariów polskich hobbystów. W niewoli wyhodowano kilka odmian wielkopłetwa wspaniałego, np. „Snakeskin”, niebieską (w tym także Super Blue), albinotyczną, czerwoną i inne. Z kolei pokrewnym do omawianego gatunkiem jest wielkopłetw czerwony (Macropodus erythropterus, ang. Red-backed Paradisefish), pochodzący z górskich strumieni Wietnamu. Barwa czerwona wcale nie jest u niego tak dominująca, jak mógłby na to wskazywać drugi człon nazwy gatunku. Owszem górna część tułowia oraz gdzieniegdzie płetwy, zwłaszcza brzuszne mogą być czerwonawe, ale kolorem dominującym jest szaro-brunatno-niebieskawy. Zwykle brak jest tu plamy na wieczku skrzelowym, a jeśli występuje to jest dość niewyraźna i wyblakła. Na uwagę akwarystów zasługuje także inny wietnamski gatunek, a mianowicie wielkopłetw czarny (Macropodus spechti, ang. Black Paradisefish). Jest on podobnie ubarwiony co opisywany wyżej z tym, że nie ma czerwonych znaczeń na ciele i płetwach (za wyjątkiem niekiedy promieni płetw brzusznych). Prawdziwie ciemne ubarwienie ryby te przybierają dopiero w odpowiednich warunkach środowiskowych (dużo roślin, stonowane oświetlenie, ciemne podłoże oraz urozmaicone żywienie), a także w okresie tarła. Niektórzy badacze podejrzewają, że wielkopłetw czerwony i czarny to w rzeczywistości ten sam takson.

Wielkopłetw czarny (Macropodus spechti, ang. Black Paradisefish)

Wielkopłetw wspaniały należy do rodziny guramiowatych (Osphronemidae) i dawniej zwany był makropodem lub, rzadziej, rybą rajską. Jego nazwa zaś w języku angielskim brzmi: Paradisefish. Pierwotną ojczyzną występowania są w naturze wody Azji Wschodniej (Chiny) i Południowo-Wschodniej (Wietnam) – od zlewisk dużych rzek i starorzeczy po kanały, pola ryżowe, rowy melioracyjne, sadzawki, rozlewiska i bagna. Są to siedliska wodne zwykle ubogie w tlen, ciepłe, niezbyt głębokie, często zamulone lub wręcz błotniste, mętne i bogate w materię organiczną zalegającą na dnie. W wyniku działalności człowieka wielkopłetwy rozprzestrzeniły się także na inne, czasami odległe tereny (np. Madagaskar, USA). Aby móc żyć w opisanych powyżej, niekorzystnych warunkach środowiskowych gatunek ten, jak i inni przedstawiciele błędnikowców (Anabantoidei) natura wyposażyła w dodatkowy, parzysty narząd oddechowy zwany błędnikiem (narządem błędnikowym) lub labiryntem.

Żałobniczka (Gymnocorymbus ternetzi). Rozród

Przedstawiciele licznej rodziny kąsaczowatych prezentują zróżnicowaną skalę trudności, jeśli chodzi o rozmnażanie – od taksonów mało, poprzez średnio, do bardzo wymagających. Żałobniczki należą do tej pierwszej grupy z pewnymi jednak zastrzeżeniami, o których piszę poniżej. Szczególnie dobrze widać u nich, jak żywienie urozmaiconym, żywym pokarmem (czarne larwy komarów, rureczniki, szklarki, ochotki, zooplankton itp.) sprawia, że jajniki samic szybko wypełniają się komórkami jajowymi. Jeśli tarło przeprowadzane jest z nastawieniem na uzyskanie jak największej liczby przychówku, to dodatkowo osobniki rodzicielskie należy rozdzielić według płci na 7-10 dni i karmić w tym czasie obficiej. Wówczas gody będą bardziej intensywne. Czasem hodowcy wpuszczają na tarlisko najpierw samce, a dopiero po 1-2 dniach samice, co także zwiększa wydajność tarła (obznajomione ze zbiornikiem samce ruszają od razu do akcji). Niemniej w warunkach amatorskich takie postępowanie jest, moim zdaniem, niepotrzebne. Czarne tetry można rozmnażać parami lub też z przewagą samców – trójkami, piątkami, bądź grupowo.

Zbiornik tarliskowy powinien mieć pojemność 30-60 l i głębokość do 25 cm. Należy ustawić go w spokojnym miejscu, gdyż tarlaki są często do tego stopnia płochliwe, że nie przystępują do tarła. Także zbyt małe akwarium lub zbyt twarda w nim woda mogą powodować ten sam niekorzystny efekt. Niemniej doświadczeni hodowcy, znający doskonale swoje ryby, przeprowadzają ich rozród nawet w zbiornikach 15-20 l. Wystarcza słabe oświetlenie o mocy kilku W lub tylko naturalne. Niekiedy dobrze jest przysłonić boki akwarium hodowlanego, a także przód tekturą, ale generalnie zacienienie wymagane jest po skończonym tarle (poranne światło słoneczne znakomicie bowiem stymuluje osobniki rodzicielskie do godów).

Podobnie jak w przypadku wielu innych przedstawicieli rodziny kąsaczowatych także i tutaj jakość mikrobiologiczna wody ma priorytetowe znaczenie na osiągane wyniki hodowlane. Ikra żałobniczek jest bowiem dość wrażliwa na wszelkie zanieczyszczenia, w tym mikrobiologiczne (szczególnie grzyby). Zarodki w jajach źle się rozwijają, jeśli woda jest zbyt twarda (a także bardzo miękka) oraz gdy są wystawione na zbyt intensywne światło. Do rozmnażania omawianych ryb zalecam zatem dobrze odstaną wodę wodociągową zmieszaną z jej partią pochodzącą z filtra RO w takich proporcjach, które pozwolą na uzyskanie twardości rzędu 6-8ºn (są to moim zdaniem najlepsze parametry). Odczyn wody powinien być obojętny lub lekko kwaśny (pH 6,5-7,0), a temperatura w granicach 26-28ºC.

Osobiście zawsze używam odkażonego rusztu ikrowego w postaci plastikowej siatki o niewielkich oczkach (do 0,5 cm), przymocowanej na ramkach lub obciążonej kamykami, która najlepiej chroni jaja przed żarłocznością tarlaków (głównie po zakończonym tarle). W jednym lub dwóch częściach zbiornika należy dodatkowo umieścić gęstą kępę wywłócznika, rogatka lub mchu. Rośliny (zamiast nich można także użyć wyparzonej włóczki, przędzy syntetycznej) trzeba wcześniej odkazić poprzez 5-10 minutowe zanurzenie w roztworze nadmanganianu potasu (0,05 g/l) lub rivanolu (2 tabletki rozpuszczone w szklance przegotowanej i ostudzonej do temperatury pokojowej wody). Niektórzy hobbyści nie stosują rusztu ikrowego i przykrywają dno tylko warstwą wspomnianych wyżej miękkolistnych roślin, które przyciskają niewielkimi kamykami. Inni zaś rozkładają równomiernie na dnie szklane kulki o średnicy 1-2 cm. Przy zastosowaniu tych ostatnich miejscowe użycie kęp roślinności także jest, moim zdaniem, konieczne.

Jakość materiału hodowlanego ma zawsze bardzo duże znaczenie. Hodowca powinien zawsze brać pod uwagę takie kryteria selekcyjne przeznaczonych do rozrodu ryb jak: dobry stan zdrowia (brak wspomnianych wyżej ognisk nowotworowych), kondycję (najlepsza to tzw. hodowlana, a więc brak zarówno wychudzenia, jak i zapasienia organizmu) oraz wybarwienie (tu liczy się np. „czarność”, czyli „spódnica” samców). Odnośnie tej ostatniej cechy, to według moich obserwacji mleczak, który nie jest wystarczająco „czarny” nie musi być od razu kwalifikowany jako gorszy. Nierzadko bowiem, także „jasne” samce zdają się być tak samo żywiołowymi i jurnymi partnerami dla samic. Statystycznie jednak rzecz ujmując (jest to moja subiektywna ocena) przy bardziej „ciemnym” mleczaku większe jest prawdopodobieństwo, że procent zapłodnionych jaj będzie wyższy.  

Dysponując obszerniejszym zbiornikiem tarliskowym (80-100 l) można przeprowadzić tarło grupowe z udziałem kilku par lub kompletów z przewagą samców (2×3 lub 3×5 lub nawet 8×12). Wybrane tarlaki najlepiej jest wpuścić do niego wieczorem. Jeśli wszystko jest w najlepszym porządku to tarło następuje zwykle na drugi dzień rano. Ma ono burzliwy i gwałtowny przebieg (zwłaszcza, gdy ryby zostały uprzednio dobrze przygotowane) i trwa zwykle 3-5 godzin. Pojedyncze akty tarła mają miejsce głównie pośród rozłożonej na ruszcie roślinności, a także w górnej warstwie toni wodnej. Podczas kolejnych zbliżeń ikrzyca wyrzuca kilka do kilkunastu jajeczek, które mleczak natychmiast zapładnia. Są one cięższe od wody i opadają na dno. Ich średnica wynosi 0,8-0,9 mm. Żałobniczka to gatunek bardzo płodny – w pełni wyrośnięta i dobrze odkarmiona samica może ponoć złożyć nawet 2000 jaj. Na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń hodowlanych z omawianym gatunkiem uważam, że jest to liczba zawyżona i powielana w literaturze przez różnych autorów. Chwała bowiem temu hodowcy, który uzyska z tarła ponad 1000 ziaren ikry od samicy (przeciętnie jednak w warunkach amatorskich jest ich zazwyczaj kilkaset). Po skończonym tarle odpoczywające w bezruchu, wyczerpane amorami ryby należy odłowić. Zbiornik zaciemniamy (raczej całkowicie) tekturą lub szarym papierem. Od tej chwili wskazanie jest stałe i delikatne filtrowanie (wystarcza do tego celu zwykły filtr gąbkowy bez obudowy) oraz drobnoperliste napowietrzanie wody.

Larwy wylęgają się po około 24-36 godzinach i mierzą mniej niż 2 mm. Początkowo, do czasu zresorbowania woreczka żółtkowego wiszą na szybach i roślinach. Po dalszych 3-4 dniach napełniwszy powietrzem atmosferycznym pęcherz pławny zaczynają swobodnie pływać. Intensywne zaś żerowanie wylęg rozpoczyna po kolejnych 2-3 dobach. I tu mogą pojawić się pierwsze rozczarowania. Hodowca może bowiem stwierdzić nagle, że narybku jest bardzo mało i że, co gorsza, z każdym dniem go ubywa. Praktycznie po kilku dniach, mimo zdawałoby się prawidłowego żywienia, po przychówku nie ma już śladu. Przyczyną takiego niekorzystnego stanu rzeczy mogą być nieodpowiednie, inne warunki środowiskowe dla rozwoju zarodków w jajach (głównie zła twardość wody), wątpliwej jakości materiał hodowlany, nieprawidłowo urządzony zbiornik tarliskowy itp.

Narybek jest wrażliwy na światło, stąd utrzymujemy nadal umiarkowane zacienienie zbiornika. Bezwzględnie najlepszym dla niego pierwszym pokarmem jest karma żywa, która zapewnia optymalny wzrost i rozwój. Początkowo, przez pierwsze 3-4 dni, należy podawać tzw. pył, czyli pierwotniaki wyhodowane odpowiednio wcześniej na pożywkach organicznych (skórka banana, siano itp.) lub preparatach handlowych (np. Protogen), larwy oczlików oraz wrotki (te ostatnie z powodzeniem stosowałem niekiedy w monodiecie). Praktycznie od piątego dnia można próbować skarmiać najdrobniejszymi larwami solowca. Po kolejnych kilku dniach podajemy już węgorki bananowe i/lub mikro, miażdżone i doskonale wcześniej przepłukane rureczniki, drobniutki zooplankton. Oczywiście zamiennie lub naprzemiennie z pokarmem żywym można (od samego początku) podawać narybkowi karmę mrożoną (moina, wrotka, a potem bosmina, cyklop) oraz suchą – markowe prestartery dla narybku ryb jajorodnych (np. typu fluid lub pyliste).

Doświadczeni hodowcy nierzadko karmią narybek rozdrobnionymi drożdżami i/lub żółtkiem ugotowanego na twardo jaja kurzego. Jeszcze inni stosują pył ze zmielonego granulatu pstrągowego. Pokarmy te niosą jednak za sobą ryzyko szybkiego zepsucia się wody w przypadku przekarmienia nimi. Lepiej, moim zdaniem, sprawdza się tzw. przecier. Jest to mieszanina odrobiny żółtka jaja, dokładnie zmiażdżonych pomiędzy szklanymi płytkami rureczników, larw ochotek i doniczkowców. Całość przeciskamy następnie przez płócienną szmatkę, a uzyskaną masę przenosimy do niewielkiego naczynia (np. małego słoika) zalanego wodą. Intensywnie mieszamy do chwili aż wytworzy się drobniutka, mglista zawiesina. Odczekujemy aż większe cząstki karmy opadną na dno i strzykawką pobieramy zawiesinę z powierzchniowej i środkowej warstwy. Pokarm podajemy często, lecz w małych ilościach.

Młode żałobniczki rosną bardzo szybko, lecz nierównomiernie. Mimo to przejawy kanibalizmu obserwuje się u nich raczej rzadko (głównie z powodu zaniedbań ze strony opiekuna). W wieku 3-4 tygodni podrośnięty narybek należy przenieść do obszerniejszego zbiornika wypełnionego odstaną wodą, o parametrach fizyko-chemicznych zbliżonych do docelowych przy chowie. Mimo zapewnienia sprawnego systemu napowietrzająco-filtrującego najdalej co drugi dzień przeprowadzamy dokładne czyszczenie dna z resztek pokarmowych i odchodów. Tu w roli sanitariuszy dobrze sprawdzają się także ślimaki lub młode zbrojniki. W tym czasie czarne tetry przyjmują już praktycznie każdy rodzaj pokarmu. Ich dalszy odchów nie napotyka na trudności. Szczególnie piękny widok na tle soczystej zieleni prezentują podrośnięte, smoliście czarne i pływające w zwartym stadku osobniki młodociane.

O chowie żałobniczki pisałem tu:

Paletki, paletki …

O paletkach pisałem na blogu już wielokrotnie. Teraz usystematyzuję wszystkie wpisy i zapodam aktualne zdjęcia (4-8. blok zdjęciowy). Niedawno bowiem dostałem od kolegi dobraną parę z grupy niebieskich, która u niego nie mogła dochować się potomstwa – tarlaki zjadały ikrę lub narybek najdalej do 10 dnia po wylęgu. U mnie para ta z sukcesem wychowała 25 młodych. Po oddaniu jej koledze również i on doczekał się wreszcie potomstwa – paletki odchowały ponad 150 młodych. Powodem poprzednich niepowodzeń w rozrodzie było najprawdopodobniej widzenie przez tarlaki (przez szybę, którą przedzielone było akwarium) innej pary współplemieńców, co wywoływało u nich silny stres prowadzący do pożerania potomstwa. Pamiętajmy zatem, aby osobnikom rodzicielskim zapewniać zawsze jak największy spokój i odosobnienie. Pod zdjęciami umieściłem swoje komentarze hodowlane.

Pierwszy raz o paletkach na blogu pisałem tu:

Paletka (Symphysodon aequifasciatus)

O tym kiedy i czym zacząć karmić narybek paletek pisałem tu:

Paletka. Kiedy zacząć i czym karmić narybek?

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I pisałem tu:

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. I

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. II pisałem tu:

O paletkach nieco nostalgicznie, cz. II

Jako że często wracam do hodowli paletek moje uwagi hodowlane znajdziecie Państwo także w tym wpisie:

Paletki (Symphysodon aequifasciatus)

Paletki to bezsprzecznie ryby fascynujące, piękne, majestatyczne i czasami płochliwe. Niemniej niektórzy akwaryści nie przepadają za nimi z powodu prezentowanej przez nie powolności, dużej przewidywalności zachowań (tu bym się do końca nie zgodził), jak również faktu, że często chorują (tylko, jeśli hodowca popełnia błędy i dopuszcza się zaniedbań oraz wówczas, gdy kupujemy ryby z niewiadomych, wątpliwej reputacji źródeł) i rozmnażanie ich nie jest takie proste (no cóż, faktem jest, że woda dla prawidłowego rozwoju zarodków w jajach musi być odpowiednia, ale obecnie odchowanie potomstwa zdarza się i całkiem początkującemu hodowcy).

O paletkach można by pisać wiele. Tak samo jak o ich hodowcach. O tych ostatnich krąży powszechna opinia, że to inny sort akwarystów 🙂 Tak samo zresztą można by powiedzieć o malawistach, tanganikarzach czy miłośnikach gatunków żyworodnych … A zatem wszystkie ryby są piękne a akwarystyka wspaniałym hobby dającym bardzo dużo zadowolenia 🙂

Żałobniczka (Gymnocorymbus ternetzi). Chów

Inna nazwa żałobniczki to czarna tetra. W języku angielskim zwie się zaś różnie: Black tetra, Black skirt tetra, Black widow itp. Jest to ryba z rodziny kąsaczowatych (Characidae). Dorasta do około 5,5 cm. W naturze zasiedla spokojne dorzecza rzek: Rio Paraguay i Rio Guapore na kontynencie południowoamerykańskim (Brazylia, Paragwaj i północno-wschodnie obszary Argentyny). Do Europy została sprowadzona w 1933 r. (według innych źródeł w 1935 r.). Od tego czasu żałobniczki to częściej, to rzadziej pojawiały się w akwariach polskich hobbystów.

Ponoć ryby te nigdy nie chorują, a jeśli już to tylko w wyjątkowych wypadkach. Kilkakrotnie byłem świadkiem, jak w zbiornikach opanowanych przez kulorzęska (ichtioftirioza, rybia „ospa”) lub Oodinium sp. (choroba aksamitna, oodinioza, choroba welwetowa), ryby te jako jedyne nie ulegały zarażeniu pasożytami. Przy bardzo jednak zaawansowanej inwazji tych ostatnich obserwowano, jak słabsze osobniki padały, ale najczęściej bez wyraźnych objawów chorobowych. Także bakterie, wirusy i grzyby zdają się je oszczędzać, o ile oczywiście warunki środowiskowe nie są krańcowo niekorzystne. Jedynie na nowotwory wywodzące się z czarnego barwnika skóry (melaniny) żałobniczki są wrażliwe. Zapadają na nie wraz z wiekiem – praktycznie już w 7-8 miesiącu mogą pojawiać się ich ogniska, najczęściej w okolicach dolnej i górnej szczęki, rzadziej na wieczkach skrzelowych. Nie wiadomo co pobudza je do nienaturalnego wzrostu, ale za wszystkim stoją wspomniane komórki pigmentowe i oczywiście konkretne geny. Jeśli nowotwór rozrośnie się za nadto (przybrać może wówczas postać iście kalafiorowatych narośli) to osobnik nimi dotknięty niechybnie ginie. Mój kolega, akwarysta i lekarz weterynarii, który amatorsko od wielu lat hoduje czarne tetry twierdzi, że praktycznie chora ryba żyje 3-5 miesięcy od momentu pojawienia się guza (tzn. gdy stanie się on widoczny).

Żałobniczki mają owalne, silnie bocznie spłaszczone ciało. Ubarwienie ryby to mieszanka czerni i szarości ze srebrzystym połyskiem. Barwy są znacznie bardziej wyraziste u osobników młodych, z wiekiem bowiem bledną. W przedniej części ciała widoczne są trzy czarne pręgi (rysunek barw począwszy od trzeciej z nich, poprzez tylną część ciała wraz z płetwą odbytową przypomina jednym … spódnicę, a drugim … strój żałobny. Stąd właśnie wzięły się nazwy ryby w języku angielskim i polskim. Nie jest to zapewne zbyt efektowna kolorystyka, ale może właśnie dlatego żałobniczki są tak cenione przez niektórych hobbystów. Jeśli bowiem odpowiednio urządzimy zbiornik, w którym prym będą wiodły nasadzenia jasnozielonych roślin, wówczas stadko kilkudziesięciu młodych osobników wygląda na ich tle iście olśniewająco. W akwariach zaś pełnych jaskrawo ubarwionych gatunków wpuszczenie żałobniczek (chodzi mi tu o klasyczny, nominatywny gatunek) stwarza ciekawy kontrast kolorystyczny i niejako uzupełnia oraz tonuje paletę jaskrawszych barw. Nierzadko w sklepach zoologicznych natrafić można na formy o mniej lub bardziej wydłużonych płetwach (obecnie mocno przekrzyżowane). Jako pierwszy, w 1964 r. welonową odmianę omawianego gatunku (znaną w świecie jako Polish tetra), odznaczającą się znacznie wydłużonymi płetwami nieparzystymi wyhodował polski akwarysta Franciszek Kowalec z Bytomia. Była ona wynikiem nagłego pojawienia się mutacji, którą na drodze selekcji i pracy hodowlanej udało się utrwalić w populacji. Dostępne są także inne odmiany barwne (np. biała, zwana też perłową) oraz, o zgrozo, sztucznie barwione, różnokolorowe dziwactwa, których szanujący się akwarysta nie powinien nigdy utrzymywać. Obecnie prawo unijne na szczęście zabrania handlu takimi osobnikami.

Dymorfizm płciowy nie jest oczywisty. Owszem, u dorosłych, wyrośniętych ryb różnice między płciami widać dobrze, ale u osobników młodocianych już niekoniecznie. Samce w wieku dorosłym są mniejsze i szczuplejsze od samic. Partie brzuszne tych ostatnich mają bardziej zaokrąglone i wypukłe obrysy. Ponadto ubarwienie samic jest srebrzyste do jasno szarego, podczas gdy u samców dominuje ciemniejsza, jakby przydymiona kolorystyka (jednak nie u wszystkich). Innym kryterium rozpoznawania płci jest kształt płetwy odbytowej i grzbietowej. U ikrzycy ta pierwsza jest nieco węższa, a jej przednia krawędź biegnie równolegle do drugiej pręgi na brzuchu (u mleczaka płetwa ta jest szersza, a jej przednia krawędź nieco pochylona ku tyłowi). Płetwa grzbietowa natomiast jest u samca bardziej ostro zakończona (często niełatwo jest to potwierdzić, tak samo jak białawe końce lub plamki na płetwie ogonowej u dorosłych mleczaków). Doświadczeni hobbyści potrafią również wychwycić różnice anatomiczne u obydwu płci. I tak, oglądając dorosłe ryby pod światło można zaobserwować odmiennie ukształtowany pęcherz pławny.

Żałobniczki dobrze nadają się do zbiornika towarzyskiego, nie niszczą roślin i mają łagodne, zwykle towarzyskie usposobienie. Są wprawdzie doniesienia mówiące o tym, że wyrośnięte okazy mogą skubać wydłużone płetwy innym rybom. Ja jednak nigdy takiego zachowania u omawianego gatunku nie obserwowałem. Między współplemieńcami natomiast dochodzi często do niegroźnych niesnasek, polegających głównie na wzajemnym przepędzaniu się. Czarne tetry są bardziej lub mniej płochliwe. Ich bojaźliwość wzrasta znacząco przy zbyt silnym oświetleniu zbiornika, braku w nim wystarczającej liczby elementów dekoracyjnych, w tym roślinności (także pływającej) oraz małej liczby współplemieńców.

Przede wszystkim należy zawsze pamiętać, że przedstawiciele omawianego gatunku należą do ryb stadnych, zajmujących w zbiorniku środkową i górną część toni wodnej. Proponowałbym zatem utrzymywać je w grupie złożonej z co najmniej kilkunastu osobników – wówczas czują się najlepiej i można obserwować ich prawdziwy behawioryzm. Poza tym z takiego stadka łatwiej jest wybrać potencjalne tarlaki. Utrzymywanie żałobniczek tzw. parkami jest dużym błędem – ryby wyraźnie źle się czują, są blade i płochliwe, mało ruchliwe i apatyczne (długotrwale „zawisają” bez ruchu wśród roślinności lub między korzeniami). W takich właśnie niekorzystnych sytuacjach mogą ujawniać się niepożądane cechy zachowania, jak np. wspomniane obskubywanie wydłużonych płetw innym współmieszkańcom zbiornika.

Akwarium powinno być możliwie przestronne – dla powyższej grupy ryb, co najmniej o objętości 120 l. Nie może zabraknąć w nim miejsc do swobodnego pływania, jak i zarośniętych roślinnością. Wśród tej ostatniej szczególnie starsze, wyrośnięte okazy chętnie przebywają, podczas gdy młode grupują się na otwartych przestrzeniach, gdzie ochoczo pływają. Rośliny sadzimy przede wszystkim z tyłu zbiornika, ewentualnie także po jego bokach. Oczywiście w innych częściach, tu i tam, może rosnąć jakaś zwarta kępa, np. kryptokoryn. Niektórzy hobbyści tworzą osobliwe „dywany” z niskopiennej, jasnozielonej roślinności, co jeszcze bardziej uwypukla ciemne elementy ubarwienia żałobniczek. Bardzo wskazana jest także roślinność pływająca, która tonowałaby zbyt silne oświetlenie. Z elementów dekoracyjnych można wykorzystać różnorodne korzenie (szczególnie porośnięte mchami, mikrozorium, anubiasem), kilka kamieni, lignity, łupiny kokosu itp. Podłoże w zbiorniku powinien stanowić drobny żwirek o ciemnym lub jasnym odcieniu, w zależności od natężenia światła, ilości roślin pływających, odmiany barwnej itp. Choć zawsze namawiam hodowców do utrzymywania ryb w akwariach jednogatunkowych, to muszę przyznać, że w przypadku czarnych tetr nie spotkałem się nigdy z taką sytuacją (poza oczywiście w sklepie). Owszem, widywałem zbiorniki, w których stanowiły one gatunek przeważający, ale nigdy jedyny. Tak czy owak towarzystwem dla omawianych ryb może być szerokie grono równie spokojnych, towarzyskich gatunków.

Praktycznie parametry fizyko-chemiczne wody nie mają dla żałobniczek większego znaczenia, poza oczywiście skrajnymi. Optymalnie jednak powinny one wynosić: temperatura wody 23-25ºC, odczyn od lekko kwaśnego do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5) i twardość do 15ºn. W normalnie jednak ogrzewanym mieszkaniu grzałka wydaje się być zbędna, o ile ryby są stopniowo przyzwyczajane do chłodniejszej wody (okresowo, bez szwanku dla zdrowia znoszą spadki ciepłoty wody do około 15ºC). Czarne tetry, podobnie jak wielu innych przedstawicieli rodziny kąsaczowatych wymagają dobrej jakości wody, pozbawionej zawiesin i związków azotu. Niemniej dla dobrego samopoczucia preferują raczej wodę starą, podmienianą raz w tygodniu w objętości do 15%. Podmiany warto zawsze łączyć z odmulaniem dna z wszelkich resztek organicznych, które rozkładając się pochłaniają drogocenny tlen i pogarszają jakość wody.

Żywienie wszystkożernych żałobniczek jest absolutnie bezproblemowe. Górne położenie, niedużego otworu gębowego, przystosowane do pobierania pokarmu z powierzchni wody, sprawia, że opadły na dno zjadany jest niechętnie. Dieta powinna być jak najbardziej urozmaicona i nie powinno zabraknąć w niej także dodatku karmy roślinnej.

Barwniak Thomasa (Anomalochromis thomasi). Chów i rozród

Ta należąca do rodziny pielęgnicowatych (Cichlidae) barwna ryba pochodzi z Afryki Zachodniej (od Gwinei, poprzez Sierra Leone do Liberii). Jej nazwa w jęz. angielskim brzmi: African Butterfly Cichlid. Zamieszkuje głównie silnie zarośnięte, mało przezroczyste leśne cieki wodne, choć spotykana jest także w płytkich, mulistych rozlewiskach sawannowych. Z pozoru, swym wyglądem i ubarwieniem przypomina popularną pielęgniczkę Ramireza, stąd hodowcy często potocznie określają ten gatunek mianem „afrykańskiej ramirezki”. Barwniak Thomasa ma bardzo łagodne (często wręcz nieśmiałe) i przyjazne usposobienie względem innych gatunków ryb, jednakże agresja wobec współplemieńców może być niekiedy silna. Szczególnie samce okazywać mogą wobec siebie umiarkowaną wrogość, która polega głównie na przeganianiu się z zajętych rewirów. Także mleczak może niekiedy zajadle gnębić niedojrzałą do tarła samicę. Wrogie interakcje nierzadkie można również obserwować pomiędzy tarlakami Mimo to chów w grupie, w odpowiednich warunkach jest jak najbardziej możliwy.

Barwniak Thomasa doskonale chowa się w wodzie o temperaturze 23-25°C (można je wszakże przyzwyczaić do chłodniejszej – około 20°C), o odczynie zarówno kwaśnym, jak i lekko zasadowym (pH 6-7,7) i twardości ogólnej najlepiej do 15°n (niemniej do chowu twardość wody praktycznie jest bez znaczenia). Jako podłoża używamy drobnego żwirku o ciemnym odcieniu. Bardzo wskazane są kawałki drewna, korzenie, zatopione gałęzie, łupiny kokosu, liście, płaskie kamienie itp. Najpiękniej barwniaki Thomasa prezentują się na tle soczystej zieleni roślin, której absolutnie nie niszczą (mogą co najwyżej lekko ją podkopywać w okresie tarła, ale raczej dzieje się to rzadko). Wskazane są gatunki pływające, które tonowałyby nieco oświetlenie zbiornika. Woda powinna być ponadto dobrze natleniona i filtrowana, regularnie raz w tygodniu podmieniana (do 15% objętości), co najlepiej jest połączyć ze starannym oczyszczaniem dna z resztek organicznych, innych niż elementy dekoracyjne (np. zatopione liście).

Jak wiele innych gatunków tak i ten najlepiej chowa się w akwarium jednogatunkowym. Jednakże utrzymywanie go wespół z innymi, spokojnymi i starannie dobranymi taksonami jest jak najbardziej możliwe (np. świeciki, małe, ławicowe kąsaczowate, kiryski, zbrojniki, otoski, małe karpiowate i/lub guramiowate, drobnoustki, ukośniki, smuklenie, aterynki itp.). Nie zalecam chowu z żyworódkami, które mają zbyt szybką przemianę materii oraz z innymi pielęgnicowatymi, w tym szczególnie taksonami bardziej agresywnymi i terytorialnymi (barwniaki są wówczas płochliwe, zwykle przegrywają rywalizację o dogodne rewiry w zbiorniku i wyraźnie źle się czują). Żywienie nie przedstawia żadnego problemu – ryby te jedzą każdy rodzaj pokarmu, choć na żywym ich ubarwienie jest żywsze, a chęć do tarła zdecydowanie większa.

Moim zdaniem, w litrażu 60-80 l najkorzystniej jest utrzymywać jedną, dobraną parę barwniaków (plus ewentualne, nieliczne ryby towarzyszące). W odpowiednio dużym akwarium przy zapewnieniu licznych kryjówek i roślinności omawiany gatunek można chować w grupie złożonej z 6-8, zwłaszcza młodych osobników. Ewentualne niesnaski między współplemieńcami nie są zwykle groźne. Jeśli dobiorą się dwie pary to w krótkim czasie podzielą zbiornik na strefy wpływów. Do ewentualnej agresji (głównie, jak wspomniałem przeganiania) będzie dochodziło wówczas, gdy obcy osobnik wpłynie do rewiru podlegającego innej parze. Im więcej par, tym poziom agresji jest mniejszy i być może fakt ten najbardziej przemawia za grupowym chowem omawianego gatunku.

Samiec jest nieco większy (także wyższy) i dorasta w akwarium do około 6 cm (czasami zdarza się, że i więcej). Ma także bardziej zaostrzone płetwy nieparzyste, a u starszych, wyrośniętych osobników może występować nieduży garb tłuszczowy z przodu głowy. Samica, co nieczęste u ryb, jest jaskrawiej i bardziej kontrastowo ubarwiona (ma na ciele więcej, m.in. czarnych rysunków), co mam nadzieję dobrze odzwierciedlają załączone zdjęcia. Ikrzyca dojrzała do tarła ma też bardziej wypukłą partię brzuszną, choć w porównaniu z samcem jej ciało jest ogólnie smuklejsze (nie zawsze to dobrze widać). Trzeba tu dodać, że u młodych osobników precyzyjne ustalenie płci jest częstokroć kłopotliwe. Najlepiej jeśli para hodowlana wyłoni się spontanicznie spośród grupy w pełni już dojrzałych rozpłodowo, niespokrewnionych ze sobą ryb. Takie osobniki trzymają się razem i bronią wspólnie obranego terytorium (wokół jakiejś kryjówki). Są także najwartościowsze pod względem hodowlanym, gdyż stwarzają największe szanse na uzyskanie od nich przychówku.

Rozmnażanie barwniaków Thomasa jest z reguły nietrudne, ale często bywa zawodne. Jednak po kolei – akwarium tarliskowe. Powinno mieć ono pojemność około 60 l, być wypełnione miękką wodą (do 7°n) o temperaturze 26-27°C. Udane tarła obserwowałem także i w chłodniejszej wodzie (23-24°C) oraz odczynie umiarkowanie zasadowym – tak naprawdę u tego gatunku liczy się przede wszystkim jak najlepsze dobranie się osobników rodzicielskich. Oczywiście w zbiorniku nie może zabraknąć kryjówek obieranych na gniazdo (np. rurki, mufki, przewrócone na bok doniczki, płaskie kamienie, itp.). Aby ryby czuły się dobrze i nie przejawiały zbytniej bojaźliwości można umieścić pojemnik z kępą roślin, np. zwartek a na powierzchni umieścić luzem nieco rogatka, wąkrotki, salwinii itp.

Niestety nie zawsze dysponowanie spontanicznie dobraną parą tarlaków gwarantuje sukces hodowlany. Oto bowiem zdarza się, że zapewniając jej dogodne do odbycia tarła warunki środowiskowe można wprawdzie obserwować intensywne zaloty pięknie wybarwionych ryb (ich ciała mocno wówczas ciemnieją, a miejscami stają się smoliście czarne), ale do złożenia ikry niejednokrotnie nie dochodzi. Bywa nawet tak, że samica znika na 2-5 dni w kryjówce, lecz potem wypływa z niej sama, bez młodych, jak gdyby nigdy nic. Oczywiście mogło dojść w międzyczasie do zjedzenia przez nią ikry lub larw, co hodowca nie zawsze może zaobserwować. Innym znowu razem, na pozór zgrane osobniki rodzicielskie zaczynają nagle (często po przeniesieniu do nowego zbiornika tarliskowego) toczyć między sobą walki. Z reguły stroną gnębioną jest samica, ale bywa że i ona po złożeniu ikry zajadle odgania i prześladuje samca, gdy tylko zbliży się on w okolicę gniazda. Obserwuje się wówczas paniczne gonitwy ryb po całym akwarium i desperackie poszukiwanie bezpiecznej kryjówki przez prześladowanego osobnika. Według moich obserwacji im młodsze tarlaki, tym więcej niekorzystnych zdarzeń behawioralnych ma miejsce. Co ciekawe, czasami takie kłótliwe i wydawałoby się źle dobrane ryby po przeniesieniu do dużego, dobrze zarośniętego zbiornika (nawet z innymi współmieszkańcami) potrafią niejednokrotnie pozytywnie zaskoczyć – po jakimś czasie, ni stąd, ni zowąd, oczom akwarysty ukazuje się drobniutki narybek wodzony przez osobniki rodzicielskie.

Gdy wszystko układa się pomyślnie, na terytorium zajętym przez partnera samica (zwykle sama) zaczyna czyścić miejsce przeznaczone na gniazdo (bywa, że zupełnie odkryte, jak np. kamień lub szeroki liść rośliny, ale według moich obserwacji częściej jest nim przewrócona na bok doniczka, mufka, kokos itp.). Liczba złożonych jaj zależy oczywiście od kondycji i wieku samicy, ale z reguły rzadko składa ona powyżej 300 ziaren. Jest to gatunek całkiem płodny, jak na małą pielęgnicę, ale u młodych par bywa, że jaja jest zaledwie kilkadziesiąt, a z nich odchowuje się raptem kilkanaście sztuk narybku. Podobnie jak u wielu innych pielęgnicowatych także tu opieką nad ikrą zajmuje się głównie samica, niemniej wcale nierzadko dzielą się nią oboje rodzice. Larwy pojawiają się po 2-3 dobach. Są następnie przenoszone (bywa, że kilkakrotnie) przez rodziców do wykopanych uprzednio płytkich zagłębień, o ile w zbiorniku jest podłoże. Po dalszych zwykle 3 dniach młode zaczynają żerować i swobodnie pływać (pod czujnym okiem dorosłych).

Jako pierwszy pokarm najlepiej sprawdza się tzw. pył (larwy oczlików, wrotki i pierwotniaki), ale można stosować same tylko wrotki (do kupienia w zgrzewanych torebkach w dobrych zoologach). Można oczywiście próbować skarmiać narybek karmą pylistą, typu fluid, miażdżonymi lub drobniutko posiekanymi żyletką rurecznikami i/lub doniczkowcami itp. Po 3-4 dniach nie ma już przeszkód, aby zacząć podawać mu najdrobniejsze larwy solowca (te nierzadko skarmiane są od pierwszego dnia, co jest dopuszczalne pod warunkiem, że rzeczywiście ich sort jest najmniejszy), nicienie (szczególnie początkowo bananowe), mrożonki (moina, oczlik). Wzrost młodych jest dość powolny. Opieka rodziców trwa zwykle 3-4 tygodnie. Są one w tym czasie bardzo opiekuńczy i z impetem atakują każdego intruza – nawet zbliżającą się do szyby dłoń opiekuna lub obiektyw aparatu. Moje obserwacje potwierdzają, że samica wkłada w to nieco więcej poświęcenia i energii. Podchowany narybek jest bardzo żarłoczny. Należy zapewnić mu przestronny zbiornik z dobrze filtrowaną i regularnie odświeżaną wodą.

Więcej można przeczytać w „Magazynie Akwarium”, 2021, 5 (189), s. 22-31 w artykule autora pt. Barwniak Thomasa (Anomalochromis thomasi), czyli afrykańska „ramirezka” w akwarium, www.magazynakwarium.pl

Sturisoma złocista (Sturisomatichthys aureum). Rozród

Dymorfizm płciowy jest widoczny u dojrzałych osobników. Partie brzuszne samicy są wówczas wyraźnie bardziej powiększone. Samiec po bokach głowy i pyska (rostrum), wzdłuż dolnej ich krawędzi rzędy licznych, gęstych, szczeciniastych wyrostków. Może się jednak zdarzyć, że jakiś mleczak, o zwykle gorszej jakości hodowlanej, ma je słabo widoczne lub wręcz jest ich całkowicie pozbawiony. Przed tarłem można obserwować zaloty samca, czyli gonitwy za samicą (i na odwrót), niby walki między tarlakami, obopólne dokazywania itp. Ciało ryb może tu i ówdzie przybrać wówczas bardziej żółty, niekiedy wręcz złocisty odcień przez co ogólna kolorystyka staje się bardziej wyrazista.

Rozmnażanie struisom może przysporzyć hodowcy wielu problemów. O ile bowiem, przy właściwej pielęgnacji ryb, doprowadzenie ich do tarła i złożenia ikry nie jest specjalnie trudne, to wykarmienie chimerycznego narybku jest już dużo bardziej problematyczne. Najlepszą wszakże gwarancją sukcesu hodowlanego jest posiadanie sprawdzonych i dobrze dobranych tarlaków – najlepiej spontanicznie – z grupy młodych, ale już dorosłych i co bardzo ważne – niespokrewnionych ze sobą osobników (właściwie można by to nazwać przypadnięciem sobie tarlaków do gustu, bo poligamia u tego gatunku jest wcale nierzadka). Do tarła wielokrotnie dochodzi w zbiorniku ogólnym, najczęściej w nocy. Ryby najbardziej stymuluje klasyczna imitacja dużego opadu deszczu, a więc podmiana co najmniej 20% (lepiej 30-40%) wody na świeżą, ale odstaną o temperaturze niższej o 3-4°C od panującej zwykle w akwarium. Następnie ciepłotę wody podnosimy do 26-27°C, ale nie gwałtownie, lecz stopniowo – w przeciągu 3-4 dni. Niejednokrotnie, nawet i bez tych działań dochodzi do tarła. Niektórzy autorzy twierdzą, że dodatek w diecie pokarmów pochodzenia zwierzęcego wzmaga popęd płciowy u ryb. Z moich jednak obserwacji wynika, że karma ta nie odgrywa tu większej roli i liczy się przede wszystkim dobre dobranie się pary hodowlanej.

Miejscem wybranym na tarło i złożenie jaj jest najczęściej szyba, ale może nim być także szeroki liść rośliny, płaska powierzchnia kamienia lub korzenia, obudowa filtra, itp. Zazwyczaj jest ono położone w bezpośredniej bliskości powierzchni obmywanej przez prąd wody, np. na drodze jej wylotu z filtra. Samica składa ikrę partiami (widać u niej wówczas powiększone pokładełko), w płaskich gronach (poszczególne ziarna nie zachodzą jednak jedno na drugie, lecz są deponowane równomiernie, obok siebie). Tarło trwa zwykle 1-1,5 godziny. W sumie złożonych zostaje około kilkudziesięciu (zwykle 30-50, rzadko powyżej 100) wysoce kleistych, półprzezroczystych, lekko bursztynowej barwy jaj.

Po tarle ikrzyca jest przez samca przepędzana lub odpływa sama. Zupełnie też nie interesuje się złożoną ikrą, nawet w charakterze ewentualnej przekąski. Zwykle też osobniki rodzicielskie nie wchodzą sobie w paradę, ale bywa, choć rzadko, że najlepszym wyjściem, zwłaszcza w przypadku mniejszego akwarium jest wyłowienie samicy lub przeniesienie ikry do inkubatora – lęgnika. Generalnie jednak opiekę nad ikrą sprawuje samiec, który przewietrza wodę wokół niej wachlując intensywnie płetwami piersiowymi i brzusznymi, wyjada ziarna niezapłodnione, z martwymi zarodkami i pleśniejące, chroni przed intruzami, a potem pomaga larwom uwolnić się z osłonek jajowych. Nigdy nie zauważyłem, aby kiedykolwiek pożarł on jaja lub aby któryś z dorosłych osobników przejawiała zachowania kanibalistyczne wobec larw lub samodzielnie pływającego już narybku. W literaturze za to opisywany jest także chów haremowy sturisom, kiedy to samiec odbywa tarło z więcej niż jedną partnerką (jednocześnie lub w odstępach co 1-3 dni). Obserwowano także przypadki aktywnej pomocy w opiece nad ikrą zarówno samicy, jak i młodocianych podrostków z poprzednich tareł. W przypadku tych ostatnich miało to miejsce w sytuacji, gdy z akwarium wyłowiono wszystkie ryby osobniki.

Pozostawienie samca z ikrą w zbiorniku jednogatunkowym jest metodą rozrodu bardzo ekstensywną, ale także mało pracochłonną i w warunkach amatorskich często zadowalającą. W temperaturze wody 26-27°C wylęg larw następuje zwykle po 7-8 dniach (proces ten może trwać jeszcze 2-3 dni zanim ostatnia larwa opuści osłonki jajowe). Kolejne 2-3 doby zajmuje im resorbowanie zawartości (składniki odżywcze) woreczków żółtkowych. Po tym czasie narybek zaczyna „żerować”. Ująłem to w cudzysłów bowiem początkowo pobieranie przez niego pokarmu przebiega bardzo ospale, wręcz niechętnie – młode cechuje istna bierność konsumpcyjna. Dodatkowy problem stanowi duża ich wybredność co do rodzaju przyjmowanego pokarmu oraz wysoka wrażliwość na zmienne parametry fizyko-chemiczne wody (np. znaczne wahania jej temperatury lub odczynu). Jest to krytyczny okres w odchowie przychówku.

Samiec zupełnie nie interesuje się losem swego potomstwa, jednak nie stanowi dla niego żadnego zagrożenia. Bywa nawet tak, że przez kilka dni po wylęgu larw przypływa jeszcze do opuszczonego gniazda, zanim instynkt opieki nad ikrą na dobre u niego wygaśnie. Młode „sturisomki” chętnie ustawiają się w nurcie przepływającej wody. W gęsto zarośniętym, długo już działającym zbiorniku można liczyć na odchowanie się kilku najsilniejszych osobników. Jednakże konieczne jest tu dokarmianie młodych różnorodnymi pokarmami roślinnymi (podawane były m.in. rozdrobnione, markowe płatki i tabletki spirulinowe, pierwotniaki, gotowany groszek, zeskrobane z szyb glony, pochodzące z innego zbiornika, dębowe liście oraz sporadycznie i w niewielkich ilościach karma pochodzenia zwierzęcego, np. mrożony oczlik). Bez dożywiania większość narybku pada z głodu w ciągu tygodnia, góra 10 dni. Należy przy tym eksperymentować i wnikliwie obserwować ryby, aby móc stwierdzić jaki rodzaj karmy jest przez nie najchętniej zjadany.

Znakomitym dodatkiem jest tzw. zielona woda, będąca „zakwitem”, czyli silnym namnożeniem się w niej mikroskopijnych organizmów roślinnych (jednokomórkowe zielenice, okrzemki), przedstawicieli królestwa protistów (eugleniny, pierwotniaki) oraz bakterii (sinice). Otrzymujemy ją stawiając napełniony świeżą wodą 3-5-litrowy słój w miejscu silnie nasłonecznionym (zimą trzeba dodatkowo zastosować intensywne doświetlanie światłem sztucznym). Już po około tygodniu woda przybiera coraz bardziej intensywny ciemnozielony kolor, a ścianki pokrywają się cieniutkimi, watowatymi, zielonymi niteczkami.

Niektórzy hodowcy dodatkowo wzbogacają całość, dodając (bardzo ostrożnie i w niewielkich ilościach) organiczne pożywki dla pierwotniaków. Po zmieszaniu jest to dobre, dodatkowe źródło pokarmu roślinnego dla narybku (choć tylko niektóre składniki będą tu zjadane). Tym sposobem, w dużym zbiorniku z niską obsadą ryb można odchować kilka osobników z tarła (często zaledwie dwa lub trzy). Bywa jednak, że mimo usilnych prób uzyskanie jakiegokolwiek przychówku jest niemożliwe.

Drugi sposób rozrodu sturisom jest bardziej intensywny i pracochłonny, ale utrzymanie przeżywalności potomstwa na poziomie 100% jest bardzo trudne i stanowi prawdziwe wyzwanie dla hodowcy (w warunkach amatorskich, w najlepszym razie odsetek ten wynosi zwykle grubo poniżej 80%). Po mniej więcej tygodniu (przeniesienie ikry wcześniej spowoduje jej masowe pleśnienie; z kolei zbyt późne umieszczenie jaj w lęgniku może doprowadzić do wylęgu larw już w chwili próby oddzielenia ich od substratu) po tarle ikrę zeskrobujemy z powierzchni, np. przy pomocy plastikowej karty i przenosimy ją w siatce do łapania ryb do oddzielnego lęgnika – inkubatora, np. pojemnika typu faunabox, wykonanego własnoręcznie z cienkiej pleksi lub zakupionego (w sieci dostępne są amatorskie rozwiązania). Nie musi być on wysoki i najważniejsze jest, aby miał liczne otwory w ściankach, które zapewnią cyrkulację wody. Pojemnik powinien być zanurzony w akwarium ogólnym do głębokości około 1 cm od górnej jego krawędzi. Dodatkowo silnie napowietrzamy w nim wodę, a jej parametry fizyko-chemiczne powinny być następujące: odczyn nieznacznie lekko kwaśny (pH 6,8), twardość ogólna (10°n), twardość węglanowa (4°n) oraz temperatura 26°C. Jak już wspomniano, w początkowym okresie życia młode nie wykazują zbytniego zainteresowania pokarmem. Dlatego hodowca musi niejako zmusić ryby do podjęcia żerowania poprzez m.in. ograniczenie im przestrzeni życiowej. W tym celu zanurzenie lęgnika w akwarium ogólnym należy podnieść tak, aby głębokość w nim wody nie przekraczała poziomu 5 cm. Młode karmimy głównie rozdrobnionymi płatkami z wysoką zawartością spiruliny. Co jakiś czas można im podać parzoną pokrzywę, szpinak, itp. Pokarm podajemy obficie tylko raz (przed zgaszeniem światła) lub dwa razy dziennie. Każdego dnia niezjedzone jego resztki starannie zbieramy wężykiem przed podaniem kolejnej porcji. Ryby muszą mieć zapewniony wygodny, niczym nieskrępowany dostęp do karmy, która powinna je zewsząd otaczać – narybek musi w niej „stać”. Dlatego też pojedyncza jej porcja powinna być na tyle obfita, aby przykrywać większość powierzchni dna lęgnika. Taki schemat postępowania utrzymujemy do chwili, gdy młode osiągną długość 3-4 cm. Teraz najgorsze mamy już za sobą, gdyż tej wielkości rybki bez problemu radzą już sobie poza lęgnikiem – można je przenieść do większego akwarium i zacząć karmić pokarmami przeznaczonymi dla osobników dorosłych.

Sturisoma złocista (Sturisomatichthys aureum). Chów

Więcej o tym gatunku można przeczytać w artykule autorstwa Huberta Zientka i Konrada Maciągiewicza, pt. „Sturisoma złocista (Sturisomatichthys aureum) – chów i rozród w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2020, 2 (180), s. 24-36, https://magazynakwarium.pl/

Sturisoma złocista (Sturisomatichthys aureum). Chów

Ryba ta należy do rodziny zbrojnikowatych (Loricariidae, ang. Whiptail Catfish lub Royal Whiptail). Jej ojczyzną są rzeki Kolumbii (Rio Magdalena, Rio San Jorge oraz Rio Cesar wraz z pomniejszymi dopływami). W akwarium ryba dorasta zwykle do kilkunastu cm (rzadko powyżej 20 cm). Charakterystycznymi cechami jej budowy morfologicznej są: smukłe, bardzo wydłużone ciało (szczególnie biczowaty, cienki ogon, którego skrajne promienie płetwy ogonowej są mniej lub bardziej wydłużone w cienkie, kilkucentymetrowej długości filamenty), duże płetwy piersiowe i grzbietowa, mające kształt trójkąta (ta ostatnia wręcz żagla), wąska głowa, ostro zakończony pysk z dolnie położonym otworem gębowym, mającym postać okrągłej przyssawki z tarczkami rogowymi. Ubarwienie ciała zaś to mozaika różnej tonacji brązów i beży oraz kremowych, niekiedy żółtawych, bądź oliwkowych odcieni.

Sturisoma złocista to ryba nadzwyczaj łagodna, spokojna i towarzyska, a niekiedy także lękliwa. Jedynie strzegący ikry samiec może okazywać agresję współmieszkańcom zbiornika, ale nie wykracza ona poza obręb gniazda i polega głównie na ich odstraszaniu, gdy zbytnio zbliżą się do gniazda. Także dorosłe mleczaki mogą przepędzać się nawzajem, nie robiąc sobie jednak żadnej krzywdy. Największą aktywność ryba przejawia wieczorem i nocą – pływa w sposób przypominający lot ślizgowy i często podpiera się na rozstawionych płetwach piersiowych, a nawet zabawnie na nich „kroczy” (także do tyłu). Dodatkowo, w prawidłowo urządzonym zbiorniku, jest z reguły (bywają bowiem wyjątki) mało płochliwa. Nierzadko akwarysta może do woli obserwować przebywających (a właściwie przyssanych) na przedniej szybkie podopiecznych, którzy nic sobie nie robią z zamieszania po drugiej jej stronie.

Sturisomy mogą być utrzymywane w zbiorniku zespołowym, nawet z bardzo małymi kąsaczowatymi lub krewetkami. Należy wszakże unikać łączenia ich z rybami nader ruchliwymi, mającymi szybką przemianę materii oraz z natury agresywnymi. W przeciwnym bowiem razie ich dobrostan ulegnie obniżeniu, co może zakończyć się chorobą, a nawet śmiercią osobnika. Także zbyt liczne, ruchliwe gatunki denne (kiryski, kiryśniki, bocje) są niepożądanym dla nich towarzystwem. Jako bowiem bardziej przebojowe, śmiałe i wszędobylskie łatwo odbierają sturisomom pokarm, co sprawia że te głodują i oczywiście nie rozmnażają się. Jednak nawet wówczas, będąc skądinąd roślinożercami, nie niszczą zupełnie roślin, ani nie przesuwają elementów dekoracyjnych w akwarium, co niewątpliwie jest ich dużą zaletą.

Do chowu najlepsze są duże zbiorniki (250-300 l, długości co najmniej 90 cm, dla kilku osobników) z licznymi kryjówkami w postaci różnorodnych korzeni, zatopionych gałęzi, lignitów i ewentualnie kilku kamieni. Obfita szata roślinna również jest bardzo pożądana. Z uwagi na jej potrzeby oświetlenie akwarium powinno być intensywne, ale częściowo stonowane przez roślinność pływającą (rybom najbardziej odpowiada lekki półcień). Miłośnicy przedstawicieli rodzajów Sturisomatichthys, Farlowella czy Loricardia zwykle urządzają swoim podopiecznym zbiornik w typie potoku lub rzeki o nieznacznym, umiarkowanym lub gdzieniegdzie tylko silniejszym nurcie. Wykorzystuje się tu zwłaszcza turbiny typu Powerhead, przelewowe filtry kaskadowe itp.

Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość ogólna (4-15°n), a zatem woda miękka do średnio twardej, odczyn umiarkowanie kwaśny do obojętnego (pH 6,0-7,0) i temperatura 21-25°C. Nie należy chować sturisom w zbyt ciepłej wodzie (powyżej 27°C), gdyż jest to dla nich niekorzystne – samice zbytnio się eksploatują, a w przypadku braku napowietrzacza lub słabego działania filtra może dojść do spadku stężenia rozpuszczonego w wodzie tlenu (zwłaszcza w czasie letnich upałów). Jest to duży dla nich stres, który może prowadzić nawet do upadków najsłabszych osobników. Przy prawidłowej pielęgnacji omawiane ryby są generalnie odporne na choroby i dobrze adaptują się do innych niż przytoczone wyżej warunków środowiskowych, np. bez problemu znoszą także nieco niższą temperaturę wody i lekko zasadowy jej odczyn. Z drugiej jednak strony są wysoce wrażliwe na zbyt wysokie stężenie w niej związków azotu (!) Stąd też konieczna jest wydajna filtracja wody i regularne jej podmiany (np. raz w tygodniu do 20% objętości). Kolejny warunek zachowania dobrego zdrowia ryb to doskonałe natlenienie wody, zwłaszcza podczas wspomnianych wyżej upałów. Powinna ona także znajdować się w lekkim ruchu – takson prądolubny, czyli reofilny. Jego ulubionym miejscem odpoczynku są miejsca położone na drodze wylotu wody z filtra. Jako podłoże najlepiej sprawdza się piasek (może być o różnej granulacji). Niewskazany jest natomiast grubszy żwir o ostrych krawędziach, o które zbrojniki mogą kaleczyć delikatniejsze elementy aparatu gębowego.

Żywienie sturisom powinno być jak najbardziej urozmaicone i opierać się przede wszystkim na pokarmach pochodzenia roślinnego. Te ostatnie można podzielić na naturalne (rozmaite glony, parzone liście szpinaku, sałaty, mniszka lekarskiego, pokrzywy zwyczajnej oraz płatki owsiane, a ponadto cukinia, ogórek, siekana natka pietruszki, gotowana marchewka, groszek, kalafior, brokuły, jarmuż, kapusta oraz lane kluseczki) i gotowe, suche, wyprodukowane głównie na bazie spiruliny. Oczywiście podawane rybom warzywa nigdy nie powinny pochodzić z miejsc położonych w bezpośredniej bliskości ruchliwych dróg, być poddawane opryskom środkami ochrony roślin i/lub pochodzić z miejsc intensywnie nawożonych nawozami sztucznymi. Ponadto chętnie zjadane są zespoły drobnych organizmów, które zamieszkują różnorodne podłoża stałe w wodzie (np. części roślin, kamienie, muszle ślimaków, korzenie, obudowę filtra wewnętrznego, szyby, itp.) – tzw. peryfiton akwariowy [glony, w tym jednokomórkowe (np. okrzemki), różne bakterie, pierwotniaki, a czasami także wrotki i nicienie]. Choć nie jest to konieczne można, od czasu do czasu, podawać także karmę pochodzenia zwierzęcego, np. mrożony zooplankton, kryl, solowiec, itp. Nigdy natomiast nie wolno zakładać, że sturisomy wyżywią się same, zeskrobując glony i zjadając niedojedzone przez inne ryby resztki karmy. Dość szybko prowadzi to do rozwinięcia się chorób, a o rozmnażaniu ryb można wówczas tylko pomarzyć.

Nigdy nie można liczyć na to, że sturisomy wyżywią się same, nawet w przestronnym, dobrze zarośniętym zbiorniku.

Więcej o tym gatunku można przeczytać w artykule autorstwa Huberta Zientka i Konrada Maciągiewicza, pt. „Sturisoma złocista (Sturisomatichthys aureum) – chów i rozród w akwarium”, Magazyn Akwarium: 2020, 2 (180), s. 24-36, https://magazynakwarium.pl/

Cyprinella lutrensis – chów i rozród

Ten pochodzący z Ameryki Północnej (w naturze zamieszkuje. głównie cieki wodne, rzadziej jeziora czy rozlewiska w środkowej i południowej części Równin Centralnych USA) zimnolubny gatunek należy do rodziny karpiowatych (Cyprinidae). W ofertach sklepów zoologicznych bywa rzadko, często figurując pod handlową nazwą – srebrzyk fiołkowy (ang. Red shiner lub Red-horse minnow) lub „jelczyk”.

Dorasta do ponad 7 cm długości (w akwarium zwykle mierzy mniej) i zachwyca swymi kolorami (szczególnie dojrzałe do rozrodu samce). Gatunek ten znakomicie adaptuje się do niesprzyjających warunków środowiskowych, np. umiarkowanych skażeń, małej przejrzystości (mętność) wody, silnego zamulenia, itp. W naturze unika wręcz cieków, w których woda jest przez cały czas jednakowo zimna i przejrzysta. Jest to ryba bardzo ruchliwa, łagodna i stadna. Pod tym względem można by ją porównać do pospolitych danio tęczowych (Brachydanio albolineatus).

Gatunek zimnolubny nadający się doskonale do zbiornika zimnowodnego. Jeśli zakupione ryby wpuścimy od razu do zbiornika ogrzewanego (lub nawet nieogrzewanego, ale takiego, w którym temperatura wody w ciepłej porze roku przekracza ponad 26-27ºC), szybko je stracimy. Nie zaaklimatyzowane do wyższej ciepłoty szybko bowiem zapadają na choroby grzybicze i pierwotniacze. Sam tego raz doświadczyłem, gdy przywiezione z łódzkiej giełdy srebrzyki wpuściłem do akwarium z nagrzaną letnim upałem wodą. Natychmiast ich ciała pokryły się płatami śluzu, ujawnił się kulorzęsek. Część osobników przeleczyłem FMC, ale bez rezultatu. Natomiast te, które mimo choroby przewiozłem do zbiornika na działce, w którym temperatura wody wynosiła 17-18ºC, szybko odzyskały zdrowie i piękne kolory. Od tej pory srebrzyki przebywały w nim do końca września. Po przeniesieniu do zimnowodnego akwarium w domu ryby nadal cieszą się dobrym zdrowiem. Odbyło się to jednak powoli i stopniowo. We wrześniu ogrzewanie w mieszkaniach nie jest jeszcze włączane, a akwarium stało blisko stale uchylonego okna. Srebrzyki stopniowo przyzwyczajane znoszą bez szkody dla zdrowia okresowy wzrost temperatury wody do nawet 30ºC latem i jej spadek do 12ºC zimą.

Dla grupy złożonej z 10-12 osobników wystarcza około 70-80 l zbiornik. Powinien on stać w miejscu zapewniającym kilkugodzinna w ciągu dnia operację promieni słonecznych (choć nie bezpośrednią). Woda powinna być średnio twarda, o odczynie obojętnym do umiarkowanie zasadowego (pH 7,0-8) i temperaturze 20-21ºC. Dno pokrywamy warstwą drobnego żwirku. Kilka niedużych kamieni powinno tworzyć nie tyle zadaszone kryjówki, co ustronne ostoje, np. pomiędzy ścianą kamienia a szybą lub drugim kamieniem, względnie rozłożystym korzeniem. Woda musi być intensywnie filtrowana i napowietrzana. Wskazany jest jej lekki, subtelny ruch. Czystość chemiczna i fizyczna wody ma podstawowe znaczenie dla zdrowia i dobrego samopoczucia ryb. Konieczne są zatem regularne (co najmniej, raz w tygodniu) jej podmiany na świeżą, zawsze odstaną – srebrzyki reagują na nie zwiększoną aktywnością. Rośliny sadzimy w kępach z tyłu i po bokach zbiornika pozostawiając rybom sporo wolnego miejsca do swobodnego pływania. Oświetlenie powinno być silne, ale nieco stonowane przez roślinność pływającą. Ryby wszystkożerne. Chętnie zjadają płatkowe lub granulowane pokarmy gotowe, mrożonki, jak i żywe (rureczniki, szklarki, larwy ochotki i komarów, zooplankton, itp.).

W naturze Cyprinella lutrensis osiąga dojrzałość płciową z reguły w drugim roku życia przy długości ciała 2,5-3 cm. Do tarła dochodzi wielokrotnie w ciągu sezonu rozrodczego (wiosna-lato). Ma ono miejsce w spokojnych, o co najwyżej leniwym nurcie, zatoczkach, nad czystym żwirem, piaskiem, wśród  podwodnych korzeni drzew, pni i roślin podwodnych, a także w szczelinach pomiędzy kamieniami (zachowania typowe dla speleofili). Nierzadko do rozrodu wykorzystywane są także gniazda basów z rodzaju Lepomis. Jaja są kleiste i przywierają do podłoża. Samiec przez jakiś czas broni terytorium lęgowego, ale nie opiekuje się bezpośrednio ikrą, ani wylęgiem. Miejsce i sposób składania jaj oraz zachowanie samca po tarle łudząco przypomina mi biologię rozrodu obcego i inwazyjnego w naszych wodach gatunku, a mianowicie czebaczka amurskiego (Pseudorasbora parva). W okresie godowym boki mleczaka stają się niebieskawo-różowe, a płetwy (z wyjątkiem grzbietowej) oraz głowa -pomarańczowo-czerwone. Szczególnie górna część głowy, pokrywy skrzelowe, a także promienie płetw piersiowych pokrywają się kaszkowatą wysypką tarłową. Według badaczy amerykańskich ikrzyca składa jaja do szczeliny, ale nad substratem tak, że opadają one jeszcze 4-5 cm zanim do niego przylgną. W temperaturze wody 25ºC larwy wylęgają się po około 100 godzinach. Dziennie samica może złożyć do 16 partii jaj z czego każda zawiera ich do maksymalnie 70 szt. Średnio podczas jednego pełnego tarła składanych jest ponad 550 ziaren ikry. Tarlaki mogą trzeć się 5-19 razy w ciągu całego sezonu reprodukcyjnego. W akwarium często dochodzi do tarła, ale odchów drobniutkiego wylęgu napotyka na szereg problemów.

Proporczykowce z rodzaju Aphyosemion

W niniejszym wpisie chciałem zainteresować Państwa dwoma afrykańskimi gatunkami proporczykowców z rodzaju Aphyosemion. Jeden to A. splendopleure (ang. Splendid Killifish), a drugi A. ogoense (dawniej pyrophore, ang. Komono Yellow). Pierwszy w naturze zamieszkuje wody południowo-wschodniej Nigerii, zachodni Kamerun, Gwineę Równikową po północno-zachodni Gabon. Drugi zaś pochodzi z Gabonu i Kongo. Ci przedstawiciele rodziny Notobranchiidae są pięknie ubarwieni.

Są to ryby mało wymagające. Preferują zbiorniki jednogatunkowe, gęsto zarośnięte roślinnością, w tym szczególnie miękkolistną (mchy, paprocie, itp.), z ciemnym podłożem i przytłumionym oświetleniem (roślinność pływająca). Elementami wystroju mogą być korzenie, gałęzie, liście, lignity, skorupy kokosu, itp. Optymalne parametry fizyko-chemiczne wody to: twardość do 14°n, odczyn lekko kwaśny (pH 6,5) i temperatura do 24°C. W wyższej ciepłocie ryby są za nadto pobudzone i szybko się „wypalają”, żyjąc znacznie krócej. Wskazana jest filtracja wody (zwykły gąbkowy filtr wewnętrzny) oraz regularne jej podmiany, np. raz w tygodniu około 15%.

Rozród nie jest trudny. Są to gatunki niesezonowe – brak w ich rozwoju zjawiska diapauzy. Ikrę składają zarówno na częściach roślin, mopach z wełny/włóczki, jak i w lub na podłożu (najlepszym substratem jest tu torf włóknisty). Osobniki rodzicielskie dobrze jest rozdzielić przed tarłem na 6-7 dni i karmić obficie żywym pokarmem. Dalsze postępowanie z nimi, sposoby przeprowadzania rozrodu oraz zasady wychowu narybku są podobne, jak u proporczykowca Gardnera, zwanego nigeryjskim – patrz linki poniżej:

Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda) raz jeszcze

W niniejszym wpisie chciałem przypomnieć ten piękny, niewielki gatunek (6-7 cm) ryby rodem z Papui – Nowej Gwinei i rodziny śpioszkowatych (eleotrowatych) (Eleotridae). Na końcu podaję linki do wpisów, w których opisałem już ten gatunek w kwestiach chowu i rozmnażania w akwarium. Teraz skupię się na zdjęciach pary, którą ostatnio nabyłem w jednym z podwarszawskich sklepów zoologicznych. Ryby wykazywały sobą duże zainteresowanie i oczywiście nie mogłem się powstrzymać przed ich kupnem. Takie spontanicznie dobrane pary są bowiem najlepsze do rozrodu, o czym miałem się okazję przekonać.

Dorodny, pięknie wybarwiony samiec z dobrze widocznym „garbem” na głowie. Wobec samic, które nie są gotowe do tarła samce bywają często agresywne.

Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda). Chów
Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda). Rozmnażanie
Głowaczyk barwny (Tateurndina ocellicauda). Narybek

Zagrzebiec długopłetwy (Pterolebias longipinnis). Chów

Ta piękna ryba z rodziny strumieniakowatych (Rivulidae) zwana jest w języku angielskim Longfin killie. W naturze zasiedla rozmaite zbiorniki astatyczne, często okresowo wysychające w Ameryce Południowej (dorzecza rzek Amazonka i Paragwaj oraz rozległa równina aluwialna – Pantanal). Ze względu na rozległy obszar występowania ubarwienie ryb może się różnić w poszczególnych rejonach. Naturalna długość życia wynosi zazwyczaj około roku, podczas gdy w akwarium może wydłużyć się do około 1,5 roku, rzadko dłużej. Zagrzebiec dorasta do 12 cm (samiec), choć w akwarium jest zwykle o 2-3 cm mniejsza.

Dymorfizm płciowy jest bardzo dobrze zaznaczony. Samiec jest większy, jaskrawiej ubarwiony i ma znacznie wydłużone płetwy nieparzyste, ale także brzuszne. Szczególnie imponująca jest płetwa ogonowa tworząca w chwili napięcia postrzępiony na końcach wachlarz. Samica jest pod każdym względem skromniejsza. Jedynie jej partie brzuszne mogą być bardziej uwypuklone.

Generalnie zagrzebce długopłetwe to ryby mało wymagające i łatwe w pielęgnacji. Ich wymagania środowiskowe są skromne. Moim zdaniem jednak utrzymywanie ich w typowym zbiorniku zespołowym, z żyworódkami, karpiowatymi, większymi pielęgnicowatymi nie powinno mieć miejsca. Owszem, można starannie dobrać obsadę uwzględniając spokojne, nieduże gatunki, ale ze względu na specyfikę rozrodu nie będziemy tu raczej mogli obserwować prawdziwego behawioru i biologii omawianego gatunku. A zatem najlepszy dla nich jest zbiornik gatunkowy. Ryby te można utrzymywać parami, systemem haremowym (np. 2-3 samice x samiec) lub w niewielkich grupach z przewagą samic. Dla pary wystarcza akwarium o pojemności 30-40 l.

Najlepsze jest ciemne podłoże złożone np. z drobnego żwirku, który można zmieszać z torfem włóknistym lub zastosować tylko sam torf. Obfita roślinność, najlepiej miękkolistna jest nieodzowna – szczególnie sprawdzają się tu wszelkie mchy, paprocie, rotale, rogatek, wywłócznik itp. Wskazane są rozmaite korzenie, kawałki drewna, lignity, łupiny kokosu, zatopione gałęzie i liście drzew (dębowe i/lub bukowe). Twardość wody nie powinna przekraczać 14°n, a jej temperatura 23-24°C. W wyższej życie ryb ulega skróceniu, a one same szybko się „wypalają”, jako że pobudzone intensywnie godują. W normalnie ogrzewanym lokalu grzałka jest, moim zdaniem, całkowicie zbędna. Zagrzebce bez szkody dla zdrowia wytrzymują spadek ciepłoty wody do 16-17°C. Przy temperaturze wody 19-22°C normalnie funkcjonują i jest to dla nich optimum termiczne. Odczyn wody raczej nie ma znaczenia, ale najlepiej jeśli oscyluje od lekko kwaśnego do lekko zasadowego (pH 6,5-7,5). Oświetlenie zbiornika powinno być znacznie przytłumione przez liczną roślinność pływającą. On sam zaś szczelnie przykryty.

Podobnie jak inne strumieniakowate zagrzebce długopłetwe są drapieżnikami preferującymi żywy pokarm. Oczywiście może być on w postaci mrożonej. Moi podopieczni najchętniej zjadały rurecznik, doniczkowce, gruby zooplankton, wszelkie larwy owadów itp. Granulowany, wysokobiałkowy pokarm suchy przeznaczony dla mięsożerców można próbować im podawać, ale ryby dość długo mają opory przed jego pobieraniem. Trzeba więc uzbroić się w cierpliwość, niemniej nigdy karma ta nie może stanowić podstawy ich diety (niedożywienie, karłowatość, zapadanie na choroby, słabe wyniki w rozrodzie itp.). Regularnie podawany pokarm żywy wpływa najlepiej na wzrost, wybarwienie i chęć ryb do rozrodu.

A tu zamieszczam link do filmiku na moim kanale YT:

I

Babka szklista (Gobiopterus chuno). Chów i „rozród”

Ta mała, osobliwie wyglądająca babka należy do rodziny babkowatych (Gobiidae). Dorasta do około 2,5 cm. W naturze zamieszkuje rozległe tereny Azji – od Indii i Bangladeszu poprzez Półwysep Malajski po Indonezję (Sumatra), gdzie spotykana jest w wodach zarówno słodkich (rozlewiska, starorzecza, bagniska itp.), jak i słonawych (estuaria). Nazwa w języku angielskim to Glass goby.

Jest to nietypowa babkowata. Przede wszystkim jest to gatunek stadny – minimum należy utrzymywać w zbiorniku 6 osobników, a najlepiej kilkanaście. Dla takiego zestawu wystarcza 30-40 l zbiornik. Babka ta pływa swobodnie głównie w przydennej i środkowej warstwie wody, wyraźnie stroniąc od bezpośredniego kontaktu z dnem (rzadko kiedy na nim osiada). Co i raz ryby jakby zastygają w toni wodnej, strzygą płetwami, po czym przemieszczają się w grupie. Nie chowają się nagminnie w kryjówkach, które nie są konieczne dla ich dobrostanu, niemniej kilka kamieni i korzeni możemy w akwarium umieścić.

Do wody można dodać soli kuchennej niejodowanej w ilości płaska łyżeczka od herbaty na 10-15 l, ale nie jest to bezwzględnie konieczne. Optymalne jej parametry fizyko-chemiczne to: twardość do 13°n, odczyn lekko kwaśny do obojętnego (pH 6,5-7,0) oraz temperatura 23-25°C. Zaobserwowałem jednak, że w normalnie ogrzewanym lokalu grzałka w zbiorniku jest zbędna. Wystarcza mały gąbkowy filtr wewnętrzny, np. napędzany brzęczykiem. Nie powinien on powodować zbyt silnego ruchu wody, a co najwyżej lekki, bardzo subtelny. Rośliny są oczywiście wskazane, ale trzeba je tak posadzić, aby zapewnić rybom sporo wolnego miejsca do swobodnego pływania. Oświetlenie musi być koniecznie stonowane, np. przez rośliny pływające. Jako podłoże najlepiej sprawdza się drobny piasek o ciemnym jednak odcieniu. Inaczej babki będą mało widoczne. Można także zastosować drobny, ciemny żwirek, szczególnie gdy zamierzamy fotografować naszych podopiecznych. Wystarcza podmiana około 10% objętości wody na świeżą, dokonywana raz w tygodniu. Ważne jest utrzymywanie dna w jak najlepszej czystości, aby nie zalegały na nim resztki organiczne (spadek zawartości tlenu w wodzie i wzrost stężenia związków azotu).

Żywienie babek szklistych – mikro drapieżców jest cokolwiek uciążliwe. Niestety nie zauważyłem, aby pobierały karmę suchą, ale zapewne jakieś drobne jej cząstki są zjadane, o ile jest ona wysokobiałkowa, przeznaczona dla mięsożerców. Idealnym dla nich pokarmem są grube larwy solowca i drobny zooplankton. Jedzą także drobno siekane rureczniki, miażdżone larwy owadów oraz mrożonki, dostosowane do otworu gębowego. 

Babka szklista to gatunek bardzo łagodny i wielce towarzyski. Niestety wiele gatunków nie nadaje się na ich współtowarzyszy w akwarium. Obsada musi być bowiem starannie dobrana i składać się z przedstawicieli małych, spokojnych ryb, odpowiednich do nano zbiorników (kardynałek chiński, skrzeczyk karłowaty, ukośniki, małe razbory i drobnoustki, filigranowe kąsaczowate, karłowate krewetki itp.). Chcąc jednak dogłębnie obserwować ciekawą biologię omawianego gatunku należy przeznaczyć dla niego zbiornik gatunkowy. Moim zdaniem, jest to najlepsze rozwiązanie.

Rozróżnienie płci u omawianego gatunku jest trudne. Dojrzałe samice mają bardziej pękate partie brzuszne i widoczne komórki jajowe przez powłoki ciała. Inna jest także budowa brodawek moczopłciowych u obu płci, ale detale anatomiczne można stwierdzić jedynie używając powiększającej lupy. Rozmnażanie omawianego gatunku w akwarium nadal jest niejasne. Ryby trą się ponoć przy dnie, rozrzucając ikrę i nie przejawiając nad nią żadnej opieki. Gdy tylko uda mi się poczynić w tej dziedzinie jakieś postępy, to natychmiast Państwa poinformuję 😊

Skalar (Pterophyllum scalare) – opieka nad potomstwem, cz. II

Skalary zaczynają dobierać się w pary zwykle po osiągnięciu wieku około 10 miesięcy. Niekiedy jednak ma to miejsce już po ukończeniu 8 miesiąca życia, a czasami obserwuje się brak jakichkolwiek aktywności w tych zakresie u ryb starszych niż rok. Wszystko bowiem zależy od warunków środowiskowych, w tym żywienia. Obfitsze karmienie (szczególnie żywym pokarmem) przed tarłem osobników rodzicielskich ma u skalarów mniejsze znaczenie. Często bowiem pary i bez tego odbywają regularne tarła, nawet co 10-15 dni. W zbiorniku hodowlanym tarlaków nie karmimy, chyba że tarło znacząco się opóźnia. Wówczas podajemy niewielkie ilości bardzo starannie przepłukanego rurecznika, szklarki, ewentualnie ochotki zwracając szczególną uwagę na to, aby całość została od razu zjedzona lub niedojedzone resztki zostały szybko usunięte.

Akwarium tarliskowe powinno mieć pojemność 80-100 l, ale udane tarła obserwowane są także w mniejszych, rzędu 50-60 l. Jego wyposażenie to filtr (najlepiej gąbkowy, bez obudowy lub napędzany brzęczykiem), grzałka oraz standardowe, umiarkowanie silne oświetlenie. Konieczny jest przedmiot służący za substrat dla ikry w postaci, np. szklanej, plastikowej bądź ceramicznej płytki ustawionej pod kątem około 30-40º lub też glinianego stożka, który ja osobiście preferuję najbardziej. Nie polecam używania żywych roślin (ewentualnie można użyć odkażonych sztucznych), gdyż nawet po zdezynfekowaniu stanowią potencjalne źródło drobnoustrojów pogarszających jakość mikrobiologiczną wody. Ta zaś powinna być miękka (optymalnie do 3ºn), najlepiej pochodząca z filtra RO i mieć temperaturę 26-28ºC. Co ciekawe, z moich obserwacji wynika, że paradoksalnie wyższa ciepłota wody (np. 29ºC i więcej) powoduje większy odsetek jaj pokrywających się pleśnią bez względu na to, czy wlejemy preparat grzybobójczy, czy też nie. Kluczem do tego, aby ikra nie pleśniała jest bowiem jej kwaśny odczyn (pH 6,2-6,3). Gwarantuje on czystość mikrobiologiczną wody i niweluje konieczność profilaktycznego jej odkażania po zdeponowaniu. Po tarle zapewniamy rybom absolutny spokój. Przednią szybę przyciemniamy (np. szarym papierem, tekturą). Nocą także należy stosować oświetlenie zbiornika przy pomocy niewielkiej mocy żarówki (15 W) lub 3-4 choinkowymi, połączonymi szeregowo.

Larwy skalara wylęgają się po mniej więcej 48 godzinach od złożenia ikry na substracie. Początkowo wiszą przyczepione do niego za pomocą cieniutkich włókienek śluzu, a następnie sukcesywnie opadają na dno zbijając się w wibrujące kupki. Czasami rodzice mogą przenosić larwy, np. na szerszy liść rośliny, korzeń, itp. Substrat należy usunąć z akwarium z chwilą, gdy larwy go opuszczą, gdyż pozostała na nim mniejsza lub większa liczba zapleśniałych jaj może ujemnie wpływać na stan jakości wody. Zużywanie zapasów substancji odżywczych zgromadzonych w woreczkach żółtkowych trwa 5-6 dni. Po tym czasie wylęg zaczyna swobodnie pływać, a pierwszy dla nich pokarm powinien być już gotowy. Po paru dniach od tego momentu do zbiornika można wpuścić kilka niewielkich (1-1,5 cm) glonojadów, otosków lub ślimaków (ampularie).

Odchów narybku skalara nie jest trudny, o ile zapewnione jest prawidłowe jego żywienie (kluczowe są pierwsze 1-3 dni po rozpoczęciu żerowania) i zachowana dobra jakość wody w zbiorniku. Codziennie lub najdalej co drugi dzień trzeba zatem podmieniać 10-20% objętości wody na świeżą, uprzednio odstaną przez 24 godziny. Czynność tę najkorzystniej jest połączyć ze starannym czyszczeniem dna ze wszelkich resztek i nieczystości oraz przepłukaniu gąbki filtra. Na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń uważam, że obecnie (kto dziś jeszcze odsiewa mikroplankton celem otrzymania tzw. pyłu?) najlepszym pokarmem na pierwsze 2-3 dni życia narybku są żywe wrotki (można je kupić w zgrzewanych torebkach) i najdrobniejsze larwy solowca. Podajemy je kilkakrotnie w ciągu dnia, ale w niewielkich ilościach. Zamiast tych pierwszych lub naprzemiennie z nimi można podawać kultury pierwotniaków (wyhodowanych wcześniej na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych), a wymiennie z tymi drugimi – nicienie bananowe. Powyższe karmy można też dowolnie mieszać ze sobą. Większość jednak akwarystów wykarmia narybek skalara na samych tylko larwach solowca lub nicieniach (także „mikro”), bądź też na obydwu tych pokarmach razem. Są i tacy hodowcy, którzy podają zmielony na pył granulat dla ryb łososiowatych z dodatkiem innych karm pyłowych lub też stosują mrożonki, w tym serce wołowe lub indycze. Tych ostatnich pokarmów nie polecam, gdyż wzrost młodych jest wtedy bardzo nierównomierny. Dla kilkudniowych rybek z powodzeniem można wykorzystać inne mrożonki, np. moina, wrotka lub oczlik, a także żywy zooplankton (rozwielitka, oczlik) oraz bardzo drobno siekany, starannie wcześniej przepłukany (i odpowiednio przechowywany!) rurecznik (pokarm bardzo dobry i chętnie zjadany). Zwykle w trzecim tygodniu życia młode można stopniowo przyzwyczajać do markowych pokarmów granulowanych i płatkowych. Początkowo rybki jedzą je niechętnie, ale dość szybko się do nich przyzwyczajają. Tu jednak zalecam codziennie wieczorem zbierać z dna niedojedzone resztki, gdyż zwykle ślimaki, bądź glonojady sobie przez noc z nimi nie poradzą i zagrożona będzie jakość wody.

Początkowo młoda i niedoświadczona para może zupełnie nie sprawiać wrażenia, że potrafi opiekować się potomstwem. Często bowiem zdarza się, że ikra lub świeżo wyklute larwy zostają zjedzone i zachowanie to powtarza się przez 4-6 kolejnych tareł z rzędu. Te ostatnie mogą być nawet przenoszone z miejsca na miejsce, ale pewnego dnia znikają lub też codziennie zmniejsza się ich liczba. Nie należy się tym jednak przejmować, gdyż w rzeczywistości rzadko kiedy młoda para już na samym początku wie, jak opiekować się potomstwem, choć oczywiście zdarzają się tu wyjątki. To samo dotyczy pary przeniesionej w nowe miejsce, co często rodzi niesnaski między sprzedającym a kupującym. Tymczasem w nowych warunkach środowiskowych ryby niejednokrotnie reagują silnym stresem, który sprawia, że pożerają ikrę. Stres może mieć różne podłoże, ale najczęściej jego powodem jest obecności innych współmieszkańców w zbiorniku, ustawiczne niepokojenie, nieodpowiednie warunki środowiskowe, złe dobranie się pary rozpłodowej, itp. Choć determinacja rodziców chroniących ikrę bywa niekiedy naprawdę duża, to jednak stres doprowadza do powstania niekorzystnego scenariusza – lepiej teraz zjeść jaja/larwy i mieć energię na przystąpienie do ponownego tarła, niż dać pożreć je innym. I tak oto koło się zamyka. W hodowli skalara jest to zachowanie najzupełniej normalne i po kilku tarłach para rodzicielska niejako „wskakuje” na właściwy tor i zaczyna opiekować się potomstwem (o ile ma do tego predyspozycje, a osobniki ją tworzące były odpowiednio od małego przygotowywane, rzecz jasna). Niestety nie zawsze tak jest i w przypadku dłużej trwających niepowodzeń tarlaki sprawiające problemy należy rozdzielić i pozwolić im na połączenie się z innymi partnerami. Nierzadko zdarza się również, iż domniemana para okazuje się być dwoma samicami.

Prawidłowo wychowane i przygotowane, dobrze dobrane i zgrane osobniki rodzicielskie bardzo pieczołowicie opiekuje się złożoną ikrą, wylęgłymi larwami, a potem narybkiem. Bronią ich zawzięcie i z impetem atakują każdego intruza, np. zanurzoną do wody rękę hodowcy lub pęsetę z karmą. Rodzicom należy zapewnić bezwzględny spokój oraz brak jakiejkolwiek ingerencji ze strony hodowcy (szczególnie podczas przenoszenia larw). Zalecam przesłonienie przedniej szyby i słabe oświetlenie nocne zbiornika o czym pisałem powyżej. Najgorsze są tępe stuki lub roznoszące się hałasy. Miałem raz parę skalarów w akwarium stojącym na górnej półce regału. Na dole zbiornik zajmowała para dorosłych wężogłowów karłowatych, które nagle zaczęły ze sobą walczyć (to normalne u tego gatunku). W wyniku przepychanek gliniane rurki oraz większe kamienie na dnie były przesuwane (nie było podłoża) i powstawał krótkotrwały, ale roznoszący się hurgot. Powodował on paniczną wprost reakcję pary skalarów z młodymi, znajdujących się w akwarium powyżej. Ryby dosłownie uderzały głowami w szyby, płynęły gwałtownymi zrywami na oślep i ze stresu kładły się bokami na podłożu. Tylko szybka reakcja uratowała je przed ich okaleczeniem lub nawet utratą. Do podobnych sytuacji może dojść także w momencie, gdy w niedużym zbiorniku para ma już dość opieki nad młodymi i stara się od nich uwolnić, co jest oczywiście niemożliwe. Może nawet dojść do sytuacji, że tarlaki będą bezwładnie pokładały się na boki a potomstwo będzie okazyjnie obskubywało ich powłoki ciała niczym …. młode paletki. Wówczas parę należy wyłowić, bo jej dalsze utrzymywanie z potomstwem nie ma już sensu.

Warto przeczytać także te wpisy:

Skalar (Pterophyllum scalare) – opieka nad potomstwem, cz. I

Para przy złożu ikry

W niniejszym wpisie chciałbym Przedstawić Państwu parę skalarów, które samodzielnie opiekowały się u mnie potomstwem. Ryby nabyłem okazyjnie od hodowcy z Łomży. Jak wiadomo, panuje utarte przekonanie, że w wyniku wielopokoleniowej hodowli w niewoli skalary niemal całkowicie zatraciły swój pierwotny instynkt opieki nad potomstwem. W przeciwieństwie bowiem do wielu innych pielęgnicowatych nie mogły go prawidłowo rozwijać z powodu ogromnego na nie popytu. Ten zaś wymuszał na hodowcach globalny proceder odbierania zaraz po tarle substratu z ikrą i prowadzenia dalej sztucznej jej inkubacji oraz wychowu młodych.

Swoje obserwacje nad skalarami opiekującymi się potomstwem (przede wszystkim mieszańcami) rozpocząłem wiele lat temu. Robiłem wywiady hodowlane z wieloma akwarystami, a także z bardziej doświadczonymi sprzedawcami w wybranych sklepach zoologicznych. Niemało hodowców odwiedzałem osobiście. O pomoc prosiłem także moderatorów niektórych forów internetowych. Wyniki moich długoletnich „badań” można by w zasadzie streścić następująco: O ile na 100 par skalarów (głównie mieszańców) ikrą (przez pierwsze 1-3 dni) opiekuje się 25-30, o tyle larwami może 5-6, a narybkiem mniej niż 2% par. Słowo „badania” piszę celowo w cudzysłowie, gdyż nie były to ściśle naukowe, skrupulatne wyliczenia oparte o wybraną losowo grupę ryb, wariancję, odchylenie standardowe i inne tego typu parametry przyjęte w nauce. Ot, są to moje luźne dywagacje i przemyślenia jako wieloletniego hodowcy tych pięknych ryb, częstokroć, jak wspomniałem, podparte także obserwacjami innych akwarystów.  Od powyższych reguł zdarzają się jednak wyjątki.

Zdaniem bowiem niektórych hodowców poprzez modyfikację warunków środowiskowych można niejako na nowo wzbudzić instynkt opieki nad potomstwem u większego odsetka par. Przed laty na łamach miesięcznika „Nasze Akwarium” pisałem o systemie hodowli skalarów amerykańskiego hodowcy Davida Lassa, który utrzymywał, że w rzeczywistości bardzo duży procent osobników rodzicielskich potrafi opiekować się swoim potomstwem, a twierdzenia o rzekomym zatraceniu przez ten gatunek instynktu rodzicielskiego w wyniku wielopokoleniowej, sztucznej hodowli w niewoli uważał za mocno przesadzone. Przypomnę zatem pokrótce o co wówczas chodziło. Otóż Lass utrzymywał, iż kluczem do sukcesu, czyli posiadania pary skalarów opiekujących się młodymi są określone warunki środowiskowe, jakie należy stworzyć rybom od wczesnego etapu ich życia. Mają one bowiem priorytetowe znaczenie później – podczas rozrodu i bezpośrednio wpływają na behawioryzm tego okresu. I tak, hodowca ten zalecał utrzymywać młode osobniki wyłącznie w akwariach jednogatunkowych, dopuszczając jedynie obecność kilku kirysków, otosków, zbrojników itp.

Woda w zbiorniku powinna być niezbyt twarda (najlepiej do 12ºn) i zawsze lekko kwaśna (pH 6,5-6,8), o temperaturze 26-27ºC. Kolejnym warunkiem, jaki zdaniem Davida Lass’ea należy spełnić, aby skalary wykazywały instynkt opieki nad potomstwem jest utrzymywanie dobranych par osobno. Każdej zatem parze należy zapewnić oddzielny zbiornik i od tej pory utrzymywać w ścisłej izolacji od innych ryb, zwłaszcza tego samego gatunku (to bardzo ważne!). Oczywiście rybom zapewniamy jak najlepszy dobrostan.

Wszystko nie jest jednak takie proste. Otóż mając na uwadze zdrowie potomstwa, zgrupowane osobniki nie powinny być ze sobą spokrewnione (czyli muszą pochodzić od różnych genetycznie par). Inbred, czyli hodowla w pokrewieństwie wydatnie bowiem zmniejsza żywotność potomstwa, powoduje ujawnienie się u niego wad genetycznych i wielu niepożądanych cech. Najłatwiej jest osiągnąć to w przypadku posiadania kilku linii utrzymywanych ryb i z takiego materiału dobierać pary rodzicielskie, którym następnie zapewniamy oddzielne zbiorniki. Wymaga to dużo miejsca na akwaria, niemałych nakładów finansowych i mnóstwa czasu. Można wprawdzie zakupić osobniki do pary z innych hodowli, ale najczęściej nie ma się pewności, jak ryby były utrzymywane od małego. Co zatem zostaje akwaryście amatorowi? Na pewno zawsze można liczyć na łut szczęścia, że wreszcie natrafi się na parę skalarów opiekującą się młodymi 😊

Warto przeczytać także ten wpis:

oraz filmiki na moim kanale na You Tube:

Wężogłów karłowaty (Channa gachua). Chów

Ten drapieżny gatunek należy do rodziny żmijogłowowatych (Channidae). Jego nazwa w jęz. angielskim brzmi: Dwarf snakehead. W naturze zasiedla rozległy obszar Azji – od wschodniej części Afganistanu poprzez Azję Środkową i Południowo-Wschodnią po Indonezję. W akwarium maksymalna długość ryby zwykle nie przekraczają 20 cm. Zbiornik musi być zawsze szczelnie przykryty, gdyż wężogłowy są mistrzami ucieczek. Ich ciało jest charakterystycznie wydłużone, walcowate, płetwy grzbietowa i odbytowa są znacznie wydłużone, ale niewysokie, spłaszczona głowa przypomina wzorem łusek głowę węża, płetwy piersiowe są duże, podobnie jak pokaźny otwór gębowy otoczony mięsistymi wargami. Na górnej, zewnętrznej części pyska widoczne są dwa krótkie wąsiki. Ryby te co jakiś czas zaczerpują powietrze atmosferyczne. Umożliwia im to tzw. narząd nadskrzelowy, składający się z jamy i niezwykle bogato unaczynionych wyrostków. Są zdolne do przemieszczania się na krótkie dystanse poza wodą, np. nocą w czasie lub po deszczu, bądź podczas rosy.

Dymorfizm płciowy najlepiej widać u osobników dorosłych. Płetwy grzbietowa i odbytowa są u samca nieco większe, a głowa szersza (patrząc z góry). Ich barwy stają się wyraziste w okresie godowym. Samiec jest ponadto mniejszy i drobniejszej budowy niż masywna samica, której walcowate ciało jest bardziej wypukłe w części brzusznej. Niemniej, są to moje obserwacje u tego gatunku, bo wg. niektórych autorów jest dokładnie na odwrót 😊W niewoli wyhodowano wiele odmian barwnych tego gatunku.

Młode ryby można trzymać w grupach, ale po dorośnięciu lepiej jest oddzielić dobraną parę (zapewniamy jej zbiornik min. 180-200 l) lub trzymać pojedynczo, względnie z innymi spokojnymi rybami o podobnych rozmiarach ciała (np. niektórymi pielęgnicowatymi). Bezwzględnie dla zachowania właściwego dobrostanu wężogłowów zbiornik należy wyposażyć w różnorodne kryjówki (rurki, tuby korkowe, groty, kamienne jazy, korzenie, doniczki, opadłe liście dębowe lub bukowe, lignity itp.). Trzeba dodać, że pożądane są ze dwie rurki unoszące się na powierzchni wody – ryby często w nich odpoczywają (mój samiec często z nich korzystał). Rośliny nie są przez nie niszczone, ale najlepiej sadzić je w pojemnikach (zwłaszcza żabienice) lub zwartych kępach (szczególnie zwartki). Także egzemplarze pływające są bardzo wskazane – od typowych (pistia rozetkowa, limnobium gąbczaste, wąkrotka, itp.) po luźno unoszące się w toni wodnej kłęby wywłócznika lub rogatka. Jako podłoża używamy drobnego żwirku, względnie grubszego piachu. Wystarcza zwykła woda wodociągowa o pH 6-7 i temperaturze w granicach 22-28°C. Niektórzy hodowcy utrzymują ten gatunek całorocznie w akwarium nieogrzewanym (oczywiście w normalnie ogrzewanym zimą lokalu), co niejako w sposób zbliżony do naturalnego zapewnia sezonową obniżkę temperatury (zimą 17-20°C nie czyni rybom żadnej szkody). Wężogłowy preferują przytłumione oświetlenie. Największą aktywność przejawiają po zmroku i nocą. Do filtracji wystarcza dobry filtr wewnętrzny lub też zewnętrzny, kubełkowy, zapewniający lekki, subtelny ruch wody. Podmiany wody należy łączyć z odmulaniem dna z resztek organicznych (nie musi być bardzo dokładne), gdyż ryby te preferują raczej starą wodę (ewentualna podmiana powinna obejmować nie więcej niż 10% objętości akwarium, najlepiej co 2-3 tygodnie).

Agresja i terytorializm leżą w naturze omawianego gatunku. Ta wewnątrzgatunkowa potrafi być czasami bardzo silna, zwłaszcza pomiędzy dorosłymi samcami. Jednakże nawet dobrana para może okresowo toczyć ze sobą boje, których wynikiem są zwykle ubytki w płetwach lub nawet zranienia, które jednak goją się bardzo szybko. Niekiedy jednak walki kończą się śmiercią jednego z partnerów, zwłaszcza w zbyt małym i pozbawionym dogodnych kryjówek zbiorniku. Dlatego też, aby złagodzić jej ewentualne skutki do akwarium z parą wężogłowów można wprowadzić tzw. dither fish, czyli gatunki ryb towarzyszących o odmiennych zachowaniach i biologii, zamieszkujące inne strefy w zbiorniku, które celowo łączy się z danym taksonem głównym, aby zmniejszyć u niego płochliwość, bądź agresję [wykorzystuje się tu zdolność oceny swego bezpieczeństwa w danym środowisku (tu akwarium) na podstawie zachowania innych gatunków]. Osoba, od której nabyłem dorosłą parę wężogłowów karłowatych miała w charakterze gatunku rozpraszającego parę dorosłych gurami dwuplamych. Wężogłowy nie zwracały na nie uwagi, a agresja samicy wobec partnera wyraźnie wówczas zmalała. Ja również, za radą sprzedającego, użyłem tych ryb, choć potem zrezygnowałem z nich na rzecz wielu, rozmaitych kryjówek i obfitej roślinności pływającej.

Małe gatunki ryb będą w akwarium z wężogłowami stale zagrożone pożarciem lub okaleczeniem. Omawiane ryby są bardzo żarłoczne i łapczywie rzucają się na pokarm. Młode osobniki jedzą wszelkie mrożonki (serce wołowe, ochotka, kryl) i karmę żywą (rurecznik, larwy owadów itp.), dorosłe zaś: czerwone robaki, świerszcze i karaczany, larwy mącznika, drewnojady, krewetki, kiełże, małe ryby karmowe, filety rybne itp. Przyzwyczajone pobierają także karmę suchą, głównie wysokobiałkową. Osobniki dorosłe można karmić co drugi dzień, a nawet rzadziej.

Wężogłów karłowaty to jeden z najpopularniejszych i najłatwiejszych w chowie przedstawicieli z rodzaju Channa

Świecik kongijski (Phenacogrammus interruptus). Rozród

Choć ryby tego gatunku z ochotą trą się i w akwariach zespołowych, to głównym problemem jest jednak zapewnienie zarodkom w jajach odpowiednich warunków do rozwoju oraz wykarmienie drobnego narybku. Liczy się także posiadanie dobrej jakości, sympatyzujących ze sobą tarlaków. Dymorfizm płciowy jest bardzo dobrze zaznaczony – samiec jest większy, znacznie barwniejszy, ma dłuższe płetwy nieparzyste (szczególnie wydłużone środkowe promienie płetwy ogonowej).

Dwa dorosłe, pięknie wybarwione samce

W zbiorniku zespołowym można obserwować sympatyzujące ze sobą tarlaki, gdy odbywają spontaniczne tarła. Wówczas samiec, w momencie podniecenia, ugania się za swoją wybranką, z impetem (ale zupełnie nie robiąc im krzywdy) odgania rywali i trzyma ich na bezpieczny dystans, nie dopuszczając do samicy. Ryby starają się pływać razem, trzymają się na uboczu itp. Jednakże więzy między tarlakami są dość luźne – wystarczy przed tarłem zabrać jednego z nich, a jego miejsce szybko zajmuje kolejny w hierarchii grupy osobnik, zwłaszcza samiec.

Para tarlaków – samica po prawej

Rozród świecików w zbiorniku jednogatunkowym ma swoje zalety. Zbliżenie tarlaków następuje spontanicznie, najczęściej po obfitej, gruntownej podmianie wody w akwarium. Choć najlepsze wyniki hodowlane uzyskuje się z tarlakami, które wyraźnie ze sobą sympatyzują w akwarium ogólnym, to w tym wypadku wskazane jest wpuszczenie na tarło grupy ryb, np. 2-3 samic i 4-5 samców.

Mimo to nigdy nie widziałem, aby w tym samym czasie również inne pary przystępowały do tarła (pozornie może być to przesłanka przeciwko tarłu grupowemu). Co najwyżej samce z grupy mogą przez chwilę i co jakiś czas brać udział w gonitwach z trącym się współplemieńcem. Wydaje mi się, że u świecików obecność współplemieńców na tarlisku ma duży wpływ na poczucie bezpieczeństwa godującej pary tarlaków, stwarza możliwość rywalizacji między rywalami i co ważne – wzajemnie stymuluje.

Sympatyzująca ze sobą para trzyma się razem

Przy wyborze tarlaków należy zwracać szczególną uwagę na to, czy nie wykazują one cech degeneracyjnych. Osobników obarczonych takimi wadami nie należy oczywiście rozmnażać. Mleczaki powinny zatem odznaczać się dobrym temperamentem, pełnym wyrośnięciem i wybarwieniem oraz mocno wydłużonymi płetwami nieparzystymi. Odpowiedni wzrost, aktywność płciowa i zaokrąglony brzuch to z kolei cechy dobrej ikrzycy.

Pierwsze kilka godzin tarła jest najbardziej intensywne. W rozrodzie grupowym nie warto pozwalać na dłuższy jego czas, bowiem ryby z ochotą zjadają ikrę (wychwytywane są tu głównie ziarna opadające, a nie te, które już dotarły na podłoże). Jest to sposób dość dobry, jeśli chodzi o samo tarło, ale trudno jest tu utrzymać wysoką czystość mikrobiologiczną wody, co szybko prowadzi do zamarcia zarodków w jajach. Dlatego też wyniki hodowlane uzyskiwane przy tej metodzie są z reguły dużo gorsze, a czasami wręcz mizerne.

Gonitwa, rywalizacja i wzajemne stymulowanie się to domeny tarła grupowego

Wydajniejszy jest rozród świecików z użyciem oddzielnego zbiornika tarliskowego, w którym umieszczamy parę ryb wyraźnie ze sobą sympatyzujących („dobranych”) w akwarium ogólnym. Jego pojemność powinna wynosić 80-100 l. Powinno ono stać w miejscu spokojnym, nie narażonym na wstrząsy. Dno wykładamy warstwą drobnego, uprzednio wyparzonego żwirku (najlepiej otoczaków) lub szklanych kulek o średnicy około 1 cm. Na nie kładziemy następnie ruszt ikrowy (raczej nie na całej powierzchni – można zasłaniać nim tylko określone części dna).

Samiec „przysiada” na krawędzi doniczki zapraszając samicę do tarła

Zamiast rusztu można użyć mchów, bądź kłębów wywłócznika przyciśniętego kamykami, które rozkładamy równomiernie po powierzchni dna. Dobre są także warstwy włóczki syntetycznej. Substrat musi być odkażony (nadmanganianu potasu lub rivanol, a w przypadku włóczki – wyparzony). Rośliny najlepiej jeśli pochodzą z oddzielnego akwarium, w którym nie ma jakichkolwiek zwierząt wodnych. Do zbiornika wstawiamy co najmniej dwa pojemniki z krzaczastą żabienicą lub dużymi zwartkami. Można użyć tu także sztucznych roślin. Jeden lub dwa nieduże, wyparzone korzenie i/lub łupiny kokosu także są wskazane. Podczas tarła stosujemy normalne oświetlenie zbiornika. Bardzo wskazane są tu egzemplarze roślin pływających, tonujące jego zbytnią intensywność.

Tuż przed zbliżeniem

Oprócz posiadania sympatyzującej ze sobą osobników rodzicielskich prawdziwym kluczem do sukcesu w rozmnażaniu świecików jest doskonałej jakości woda. Musi być ona w miarę świeża, ale koniecznie dobrze odstana (po nalaniu przez trzy kolejne dni zbieramy wieczorem wszelki osad z dna i dolewamy świeżą partię), krystalicznie czysta zarówno pod względem chemicznym, jak i mikrobiologicznym (naświetlona promieniami UV), bez jakichkolwiek zawiesin, bardzo miękka (twardość ogólna 2-3°n, a węglanowa najlepiej równa zeru), o temperaturze 26-27°C (w akwarium zespołowym obserwowałem tarło omawianych ryb nawet przy ciepłocie 21-22°C), lekko kwaśna (pH 6,5) – może być przefiltrowana przez torf. Wskazany jest dodatek garbników (np. liście ketapangu, szyszki olszy itp.).

Zbliżenie tarlaków trwa 1-3 sekund

Przed tarłem osobniki rodzicielskie należy obficie karmić żywym pokarmem (owady, larwy komarów, rureczniki, doniczkowce). Można też na dwa tygodnie rozdzielić je według płci. Odpowiednio żywione będą regularnie przystępować do tarła – w zbiorniku ogólnym nawet co kilka dni, o ile warunki środowiskowe będą dla nich korzystne.

Tarło często nie następuje od razu i bywa, że dopiero po kilku dniach ryby uspakajają się na tyle, że zainteresowane są prokreacją. Pomóc tu może także kolejna, obfitsza podmiana wody. Gody rozpoczynają się rano (ale nie bladym świtem – u mnie zawsze z chwilą zapalenia się światła, czyli około godziny siódmej), przebiegają miejscami burzliwie i trwają wiele godzin. Niemniej tarło często ciągnie się przez kolejne 2-4 dni. Tarlaki wycierają się w bliskości roślin, ale raczej nie bezpośrednio w gąszczu ich liści chyba że dużych, twardych (gatunki miękkolistne służą tu raczej do ochrony jaj przez ich pożarciem). Zauważyłem, że najbardziej preferowane są rozwidlenia kłączy, łodygi i krawędzie skórzastych, dużych liści oraz zanurzonych w wodzie korzeni. U mnie ryby szczególnie preferowały pojemniki z dużymi żabienicami, wypełnione drobnym żwirkiem. Samiec osiadał wówczas na jego krawędzi i falując płetwami wabił samicę, zapraszając ją do aktu płciowego. Ta ostatnia przypływa do niego, lecz nie od razu i nie za każdym razem (wiele czynników rozprasza ryby, np. jakieś ruchy za szybą lub lampa błyskowa 😊). W pewnym momencie, gdy dobrostan jest zapewniony, tarlaki na moment przywierają do siebie bokami i następnie, po szybkim wydaleniu gamet, gwałtownie się rozdzielają – obłoczek ziaren ikry pryska wówczas na boki. Takie akty płciowe powtarzają się wielokrotnie. Niekiedy daje się zaobserwować, jak w ferworze podniecenia dwa samce skłaniają się do aktu. Tarlaki odławiamy raczej pierwszego dnia, bowiem jak już wspomniałem, łapczywie zjadają one ikrę. Jeśli zaś jaja są dobrze chronione (warstwa miękkolistnych roślin na dnie, ruszt ikrowy itp.), wówczas możemy zostawić je na 2-3 dni.

Samiec w asyście rywali sprawdza miejsce do odbycia aktu płciowego

Lekko brązowawa i stosunkowo duża (średnica około 2 mm) ikra nie jest lepka i opada na dno. Podczas jednego tarła samica może złożyć ponad 300 ziaren (jest to wariant bardzo optymistyczny, zwykle bowiem liczba jaj nie przekracza setki). Zbyt jaskrawe oświetlenie szkodzi zarodkom, dlatego rezygnujemy z niego podczas inkubacji ikry, a zbiornik dodatkowo zaciemniamy (np. oklejając go czarnym, względnie szarym papierem lub nakładając nań odpowiednio duży karton z wyciętym u góry okienkiem około 10×10 cm).

Kolejne ujęcie pokazujące tarlaki tuż przed zbliżeniem

Po 5-6 dniach wylęgają się larwy z prawie całkowicie wchłoniętym woreczkiem żółtkowym. Niemal od razu normalnie pływają i pobierają pokarm. Wtedy też częściowo odsłaniamy zbiornik. Na początku podajemy im najdrobniejsze larwy solowca lub oczlików, a także wrotki (żywe, z torebek). Te ostatnie stosowałem niekiedy same z równie dobrym skutkiem. Także kultury pierwotniaków wyhodowanych na pożywkach organicznych lub z preparatów handlowych są dobrym pokarmem przez pierwsze 3-4 dni życia. Stopniowo przyzwyczajamy narybek do pobierania również niewielkich ilości markowych karm suchych, przeznaczonych dla tej grupy wiekowej. Do zbiornika dolewamy też (np. co drugi dzień) tzw. zakwitłą wodę, o intensywnie zielonym kolorze (obfite namnożenie się zielenic, euglenin, okrzemek, pierwotniaków itp.). Młode są żarłoczne i dlatego należy karmić je często, ale w małych ilościach. Wodę intensywnie filtrujemy i napowietrzamy oraz regularnie podmieniamy na świeżą, uprzednio odstaną i poddaną przez jakiś czas bezpośredniemu działaniu promieni słonecznych (to sytuacja idealna). Konieczne jest także częste (początkowo codziennie) czyszczenie dna zbiornika ze wszelkich resztek organicznych. W żadnym bowiem wypadku nie można dopuścić do nagromadzenia się w wodzie związków azotu. W miarę jak rybki podrastają przenosimy je do obszerniejszych zbiorników – odchowalni. Należy liczyć się z faktem, iż z pierwszych tareł uda nam się odchować nie więcej jak kilka młodych i to już należy uważać za duży sukces.

Niestety tarlaki z ochotą zjadają ikrę

O chowie świecika kongijskiego pisałem wcześniej tu: „Świecik kongijski. Chów”

Więcej informacji można przeczytać w moim artykule pt. „Świecik kongijski (Phenacogrammus interruptus) – łatwy chów, trudny rozród”, Magazyn Akwarium: 2020, 6 (184), s. 50-60.